sobota, 28 lutego 2015

Rozdział VI "W dormitorium"

  Wszyscy już zostali przydzieleni do swoich domów. Niektórym się to wprawdzie nie podobało (nigdy się wszystkim nie podoba), lecz nie dotyczyło to Lily, Jamesa, Angeliki i Syriusza. Siedzieli szczęśliwi przy stole Gryffindoru.
  - Jak już wszyscy zostali przydzieleni - przemówił zaraz po Ceremonii Przydziału profesor Dumbledore - To chciałbym wam coś powiedzieć... Oczywiście witam wszystkich w Hogwarcie. Wasi opiekunowie powinni wam zaraz rozdać plan lekcji. Chcę was jeszcze dodatkowo zapewnić, że w Hogwarcie nie grozi wam żadne niebezpieczeństwo... Jednak bardzo prosimy uważać na zaczarowane schody. A teraz możemy przystąpić do kolacji.
  Uczta się rozpoczęła i na stole pojawiło się wiele potraw. Wśród nich były tam różne sałatki, pudding i kurczak. Ale chyba najlepszym ze wszystkiego była oczywiście szarlotka.
  Gdy wszyscy skończyli jeść, profesor znowu przemówił:
  - A teraz prefekci, czyli opiekunowie domu na piątym, szóstym albo siódmym roku w Hogwarcie zaprowadzą was do waszych domów.
  Od stołu Gryffindoru wstał ten sam chłopak, którego Lily widziała w przedziale. To ten z brązowymi włosami i czarno-czerwonymi szatami, barwami Gryffindoru.
  - Gryfoni, za mną! - wołał do wszystkich.

  Lily wraz z grupą poszła za tym chłopakiem, który prowadził ich schodami na drugie piętro. Gdy już każdy myślał, że zaraz wejdzie do wieży i wreszcie położy się spać po męczącym dniu, grupa zatrzymała się nad jakoś przepaścią. Znajdowała się w tym miejscu, gdzie powinny być schody.
  - Uważajcie na te schody! - krzyknął prefekt domu - One są zaczarowane, zaraz powinny wrócić na swoje miejsce.
  Po paru sekundach, schody zatrzymały się przed nimi. Z lękiem przeszli po nich, ale na szczęście nic się nie stało.
  Wszyscy razem poszli więc w kierunku wieży. Zatrzymali się przed dużym portretem jakiejś naprawdę grubej kobiety. Prefekt wytłumaczył, że to Gruba Dama i, że za każdym razem, jak będą tędy chodzić, ona będzie ich prosić o hasło.
  - Żelki owocowe! - powiedział chłopak, a po chwili drzwi się otworzyły i weszli do środka.
  Pokój wspólny wyglądał po prostu niesamowicie. Był cały czerwony i nabierał przytulnego charakteru. W koło ustawione były czerwone fotele, był ciepły kominek a niedaleko niego wielka kanapa. Były tutaj również stoliki, regały z książkami oraz tabliczki z ogłoszeniami.
  - Na lewo jest dormitorium chłopców, zaś na prawo dziewcząt - wyjaśnił prefekt, gdy już się rozejrzeli - To tyle z mojej strony, dobranoc.
  Prefekt, najwyraźniej zmęczony, zniknął za drzwiami dormitorium chłopców.
  Lily i Angelika również zrobiły się zmęczone i zniknęły za drzwiami dormitorium dziewcząt.

  Walizki i zwierzątka dziewczyn już były na miejscu. W dormitorium znajdowały się cztery łóżka i trzy bardzo duże szafy. 
  - Angelika, patrz! - wykrzyknęła Lily - To wszystko dla nas...
  Nigdy nie miała ani tak dużego łóżka ani tak bardzo dużej szafy. Dziewczyny zaczęły krzyczeć ze szczęścia, skacząc po łóżkach. Były same, więc miały dużo czasu, aby wybrać sobie miejsce na następne siedem lat. Oczywiście wybrały koło siebie. Lily miejsce znajdowało się obok okna, a Angeliki, koło łazienki. 
  - Ale fajnie, będziemy mieć wreszcie piżama party codziennie - ucieszyła się Angelika - Zawsze marzyłam, aby mieć taką imprezkę z przyjaciółką.
  - Ja zawsze chciałam chodzić do nadzwyczajnej szkoły. A dopiero się dzisiaj dowiedziałam, że jadę do Hogwartu.
  - Właśnie ja też... Nie wiem, co się stało z tymi wszystkimi sowami, każda się spóźniła. Ja mam moich czarodziejskich rodziców i gdyby moja sowa w ogóle nie przyleciała, to by oznaczało, że jestem charłakiem...
  - Co? - Lily jej nie zrozumiała.
  - Charłakiem - wyjaśniła jej Angelika - Ale moi rodzice mnie zapewniali, że sowa się spóźnia, bo to nie byłoby możliwe. Zawsze interesowałam się czarami i z ciekawością słuchałam jak moi bracia i siostra mi opowiadali o Hogwarcie...
  - Ale kto to charłak? - Lily nadal jej nie rozumiała.
  - Ktoś kto ma rodziców czarodziei, ale w rzeczywistości sam nim nie jest. Ale one zdarzają się naprawdę bardzo rzadko... 
  - Masz też rodzeństwo? - zapytała nagle Lily, bo nie wiedziała nic o przyjaciółce.
  - Tak. Siostra ma na imię Amelia, a bracia Alexander i Alfred. Chodźmy rozpakować ubrania! - zawołała w pewnej chwili 
  Lily spodobał się ten pomysł. Powiedziała przyjaciółce, że oczywiście tak i zaczęły otwierać swoje walizki. Fajna była przy tym zabawa, wszystkie dziewczyny lubią ubrania. 
  - Ale te szafki są duże! - wykrzyknęła Lily - Teraz już naprawdę zmieszczą się nam wszystkie ubrania!
  - No właśnie... - zachwyciła się Angelika.
  - Opowiedz mi jeszcze o swojej rodzinie - poprosiła ją Lily, biorąc różową spódnicę na wieszak.
  - To jest tak... Siostra ma 16 lat i w tym roku chodzi do szóstej klasy, Alexander skończył szkołę w tamtym roku, a Alfred jest w czwartej klasie. 
   - Ty to masz fajnie... - odrzekła Lily wkładając niebieski sweter do szafy, a tymczasem Angelika wieszała swoją żółtą bluzkę w szafie - Cała moja rodzina nie zna się na magii... A już na pewno moja przerażająco wredna siostra Petunia...
   - Nie lubisz swojej siostry?
   - Ona mnie nienawidzi... Właściwie nie wiem, dlaczego.
   - Przykro mi... Podoba ci się? - zapytała Angelika pokazując Lily swoją czerwoną sukienkę. 
   - Jest piękna... 
   W tym samym czasie drzwi do dormitorium się otworzyły i weszła jakaś brunetka, o kręconych włosach z różową opaską. 
  - Nienawidzę życia! - wykrzyknęła.
  Ani Angelika, ani Lily jeszcze jej nie znały. Z nimi miały nocować jeszcze w końcu dwie dziewczyny. 
  Wściekła dziewczyna położyła się na łóżku z głębokim żalem, twarzą odwrócona od ściany. Było to łóżko obok łazienki z drugiej strony.
  - James mnie nie chce! - zawołała.
  Zapanowało krępujące milczenie.  Lily i Angelika spojrzały na siebie zdziwione.
  - A, sorry, przepraszam... - powiedziała - Jestem Laura Brown, a wy?
  Podeszła do dziewczyn, one również się przedstawiły. 
  - To fajnie. Jeszcze raz przepraszam, za mój nagły przypływ emocji, ale wiecie... Tak czasami bywa... Naprawdę duża jest ta szafa - wskazała na niezły bałagan pełen ubrań, zeszytów oraz najpotrzebniejszych rzeczy. 
  - No, wiem - zaśmiała się Lily - Trochę bałagan tutaj jest.
  Wtem niepostrzeżenie drzwi dormitorium znowu się otworzyły. Wpadła jakaś bardzo ładna dziewczyna o długich brązowych włosach. Lily rozpoznała w niej Bellę Beauty. 
  - Hejka, dziewczyny - przywitała ich i wniosła swój bagaż - Najwidoczniej się spóźniłam, wszystko już prawie zajęte. 
  Doszła do swojego łóżka i położyła na nim bagaż. 
  - Jestem Bella Beauty - przedstawiła się.
  - Ja Angelika Spinnet, a to Lily Evans i Laura Brown - powiedziała za wszystkich Angelika. 
  - Dobra, musimy skończyć się wypakowywać - oznajmiła Lily i wraz z przyjaciółką podeszły do swoich szaf na ubrania. 
  Dziewczyny miały blisko siebie szafy. Znajdowały się na jednej ścianie. Z prawej strony łazienki były szafki Lily i Angeliki, natomiast z lewej Laury i Belli. Jednak, przy łóżku każdej z nich była szafka nocna i toaletka.
  Zanim jeszcze zdążyły się rozpakować, drzwi znowu huknęły i w drzwiach stanęła następna, piąta dziewczyna.
  - Tutaj jest zajęte - powiedziała szybko Laura.
  - Przysłali mnie właśnie do tego dormitorium - usprawiedliwiła się dziewczyna.
  Miała długie, brązowe włosy, była chuda oraz posiadała niebieskie oczy.
  - Jestem Alice Creal - przedstawiła się. 
  - Słuchaj, tutaj już zajęte, idź sobie! - wykrzyknęła Laura.
  - Laura, przestań! Pomyliła się! - stanęła Bella w jej obronie. Lily i Angelika nie wiedziały, co zrobić. 
  W tym samym czasie pojawiła się profesor McGonagall.
  - Panno Creal, tak cię przepraszam... - powiedziała do Alice - Proszę, tutaj jest twoje miejsce.
  Alice poszła tam, gdzie wskazała jej McGonagall, czyli do sąsiedniego dormitorium.
  - Przepraszam was, dziewczyny - przeprosiła ich Laura - nie powinnam tak, ale wiecie... James Potter mnie zranił i odrzucił.
  James Potter? To zszokowało trochę Lily, bo przecież to był jej przyjaciel. Ale powiedziała Angelice, że lepiej jej nie mówić ani w ogóle o niczym nie wspominać. 
  Lily i Angelika w końcu się rozpakowały. Już poukładały swoje ubrania do szafek, książki do półek, a kosmetyki postawiły na toaletkach. Dodatkowo Lily schowała swój pamiętnik przy szafce nocnej. 
  Była jeszcze wczesna godzina, jedenasta w nocy. Oczywiście to była wczesna godzina dla dziewczyn w dormitorium, czarodziejek a nie zwykłych jedenastolatek. 
  Dziewczyny postanowiły sobie przez tą godzinę porozmawiać. Robiły sobie nawzajem warkoczyki i siedziały obok siebie, na łóżku Angeliki. 
  - Ale się boję jutrzejszych lekcji! - wykrzyknęła Bella.
  - Ja też... Ale Dumbledore powiedział, że nie trzeba się niczego bać w Hogwarcie - wytłumaczyła Laura.
  - Tak, ale to dotyczyło Same-Wiecie-Kogo - odrzekła tajemniczo Angelika.
  - Jak to Same-Wiecie-Kogo? - zapytała Lily. 
  - Nie wiesz, kto to jest? - zapytały zdumione Laura i Bella.
  - Jej rodzice są mugolami - wytłumaczyła Angelika, a po chwili chciała wszystko powiedzieć Lily - To zły czarnoksiężnik. Zabił już tylu ludzi i nadal jest na wolności. Wszyscy się boją. 
  - Jak to?! - zdenerwowała się Lily.
  - W Hogwarcie jednak nic nikomu nie zagraża. Lecz czasami poza Hogwartem dochodzi do wielu wypadków. Ale ty jesteś w świecie mugoli. Sama-Wiesz-Kto raczej cię nie zabiję. 
  - A wy? - wystraszyła się jeszcze bardziej Lily.
  - Ale to tylko nieliczne przypadki - uspokoiła ją Bella. 
  - A jak on ma na imię? - dopytywała.
  Nastąpiła chwila jeszcze dłuższego milczenia. 
  - Lord Voldemort - powiedziały wreszcie wszystkie razem. 
  - A nie jest w żadnym więzieniu ani nic? 
  - Nie... Ale boi się Dumbledore'a. Wszystko jest jak na razie w porządku - zapewniły ją z pewnością dziewczyny.
  Jeszcze trochę porozmawiały i zjadły chipsy oraz budyń czekoladowy i truskawkowe ciasto. W końcu zdecydowały, aby położyć się spać. Każda weszła do swojego łóżka i zasunęła kotary. 
  Lily otworzyła pamiętnik. Był pusty. Wreszcie czas, aby w końcu w nim coś zapisać na temat Hogwartu, koleżanek, Jamesa... Ale gdy tylko pomyślała "James", zaraz sobie odpowiedziała, że chodzi jej tylko o to, że go poznała o nic więcej.

"Drogi pamiętniku
   Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Dzisiaj rano jeszcze nic nie wiedziałam, a dopiero potem przyszedł do mnie ten list. Napisano tam było, że jadę do Hogwartu - magicznej szkoły! Stało się to tak późno, ponieważ wszystkie sowy się spóźniły, prawie wszystkie. Tak to bym go dostała wcześniej.
   Może bym wtedy miała więcej czasu na ochłonięcie :D
   Zrobiłam zakupy na Pokątnej i kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy.
   
   Poznałam też wielu, naprawdę fantastycznych ludzi. Oczywiście moja przyjaciółka, Angelika, już stała się moją przyjaciółką, poznałam ją w przedziale pociągu, gdy jechałam do Hogwartu. Lecz spotkałam tam również Syriusza i... Jamesa. 
  Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że James nie jest mi obojętny. No, to w takim razie źle o nim myślę, bo na pewno nie mogę dobrze. Zachowywał się najpierw w stosunku do mnie bezczelnie. 
  Jednak nie mogę o nim źle myśleć! On uratował mnie, bo w pociągu jakiś naprawdę wredny Sean, chciał mnie pobić. Zachował się wtedy tak bohatersko. Bardzo mu za to dziękowałam.
  I właśnie dlatego źle o nim nie myślę, i również na pewno nie jest mi obojętny.
  Więc czy to znaczy, że myślę o nim dobrze? 

   Podczas Ceremonii Przydziału, przydzielili mnie do Gryffindoru - domu uczciwości i poświęcenia. Dormitorium dzielę z czterema osobami - Angeliką (moją przyjaciółką) Spinnet, Laurą Brown i Bellą Beauty. 
  
   Lily Evans"
   
   Po czym zgasiła lampkę i położyła się spać.
  

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział V "Gryffindor"

  Hagrid zaprowadził pierwszoroczniaków do brzegu jeziora przy Hogwarcie. Powiedział wszystkim, aby usiedli w łódkach, które oczywiście zaczarowane same popłyną, a potem zatrzymają się przy Hogwarcie. Lily dzieliła łódkę z Angeliką.
  Księżyc jasno świecił, co wszystkim się podobało, gdyż to naprawdę piękne wyglądało.
  - Angelika - szepnęła do niej Lily, gdy jechały - Stresujesz się?
  - I to bardzo... - odpowiedziała przerażona - Ale nie mogę się doczekać, kiedy my tam już będziemy. Hogwart to naprawdę piękne miejsce.
  - A ty chyba wiesz dużo więcej o magii niż ja?
  - No nie wiem... A ile ty wiesz?
  - Moi rodzice pochodzą z niemagicznej rodziny. Nie wiem za dużo... Właściwie, jak tu dotrzeć dowiedziałam się od profesor McGonagall.
  - Ale na pewno jeszcze dużo się dowiesz. Moi rodzice są wprawdzie czarodziejami, ale i tak każdy się dowie zaraz wszystkiego, co potrzeba.
  - Chyba już zaraz dopływamy... - zaniepokoiła się Lily, gdy poczuła, że łódka gwałtownie staje.
  - Pierwszoroczni! - krzyczał Hagrid - wysiadamy, idziemy do Hogwartu!
  Zestresowane pierwszaki, poszły za Hagridem do olbrzymiego zamku. Szli parę minut przez chodnik, aż doszli pod wielkie wrota.
  Otworzyły się, a Lily z Angeliką naprawdę się ucieszyły. Nareszcie są w Hogwarcie! Tym cudownym miejscu!

  W holu zamku stała na sama pani profesor, jaką widzieli w pociągu - profesor McGonagall. Tym razem była chyba jeszcze bardziej ostrzejsza niż nawet w przedziale. W końcu każdy nauczyciel, poza szkołą jest mniej surowy niż w szkole.
  W ręku trzymała jakąś bardzo starą tiarę, a w drugiej małe krzesełko. Hagrid wszedł przez trochę mniejsze drzwi, najprawdopodobniej do sali, w której pierwszoroczni zaraz mieli się udać razem z panią McGonagall.
  - Witajcie w Hogwarcie! - przywitała ich - Mam nadzieję, że bardzo się cieszycie. Ale od razu mówię, że nie toleruję tu absolutnie niczego, co wykracza poza zasady magii i czarodziejstwa... A teraz ta oto tiara - wskazała na stare, prawie popsute nakrycie głowy - nazywa się Tiara Przydziału. To ona wam powie, do jakiego domu traficie. Są cztery - Gryffindor, dla naprawdę odważnych i uczciwych czarodziejów, Ravenclaw, do którego od pokoleń trafiają najmądrzejsi, Slytherin, gdzie osoby wykazują się sprytem, lecz czasami mają chytry charakter oraz Hufflepuff, a tam przyjmują tych, co wykazują inne cechy, lecz dla nich również liczy się dobre serce, pokora i porządek. W każdym z domów sumowane są punkty. Dodajemy je za przestrzeganie zasad, zaś za łamanie odejmujemy. Wszystko zrozumiane?
  - Tak, pani profesor - odpowiedzieli uczniowie.
  - Więc ruszamy, do Wielkiej Sali - oznajmiła McGonagall i poprowadziła ich do tych mniejszych drzwi w porównaniu z wejściowymi, gdzie właśnie przed chwilą zniknął Hagrid.
  Kiedy je otworzyła, wszyscy uczniowie patrzyli się na Wielką Salę z niedowierzaniem. Ona była naprawdę cudowna!
  Pod sufitem wisiały złote żyrandole, a sam sufit był zaczarowany, wyglądał jakby był przezroczysty. To była największa sala w całym Hogwarcie. Nawet podłoga była niezwykła. Sala była pozłacana, a w głównym punkcie były właśnie cztery stoły, symbolizujące cztery domy. Na ścianach wisiały godła domów, odpowiadające umieszczeniu stołów. Najbardziej od lewej strony był stół Gryffindoru, później Ravenclawu. To były stoły ustawione z lewej strony. Od tych z prawej oddzielało je przejście dla wszystkich uczniów. Natomiast najbardziej z prawej strony był właśnie Slytherin, a niedaleko jego stół Huffelpuffu.
  W samym centrum Wielkiej Sali, było miejsce dyrektora szkoły. Najbardziej rzucało się w oczy, było umieszczone wyżej niż miejsca przy dwóch stołach dla nauczycieli.
  Gdy Lily wraz ze swoją grupą i pani profesor szła do końca stołów, aby tam rozpocząć Ceremonię Przydziału, wszyscy się na nich patrzyli, ciekawi, do którego domu trafią.
  Pierwszaki właśnie zatrzymały się przed miejscem dla dyrektora szkoły i dopiero wtedy mogli go ujrzeć.
  Był naprawdę bardzo stary, miał długą siwą brodę. Wyglądał na naprawdę spokojnego, uczciwego i dobrego dyrektora. 
  - Dobrze moi drodzy! - zawołała profesor McGonagall - Ja teraz wyczytam wasze imiona i nazwiska po kolei. Włożę wam na głowę Tiarę Przydziału i ona wypowie wtedy dom, do którego traficie. Jak już was przydzieli, idziecie do stołu swojego domu i możemy rozpoczynać kolację. Gotowi?
  Nastąpiła chwila milczenia, a wtedy profesor McGonagall rozwinęła listę swoich uczniów, którą trzymała w kieszeni. Lista była tak długa, że kończyła się prawie w drugim końcu Wielkiej Sali. Byli na niej zapisani wszyscy uczniowie, którzy przystępują do pierwszego roku nauki w Hogwarcie.
  - Abbott, Amanda - wykrzyknęła profesor.
  Amanda miała gęste, blond włosy, wyszła przed szereg i usiadła na małym krzesełku, które niosła profesor. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną. McGonagall włożyła jej na głowę Tiarę Przydziału, a po chwili rozległ się trochę chropowaty głos starego kapelusza.
  - Hufflepuff! - zabrzmiała tiara i rozległy się oklaski. Amanda usiadła przy stole Hufflepuffu.
  Już zaraz profesor wyczytała następnego ucznia.
  - Acery, Cody.
  Chłopak usiadł podobnie tak jak Amanda na krzesełku i czekał na wynik. Po chwili Tiara zawołała:
  - Ravenclaw!
  Następna w kolejce była Beauty, Bella. Była to naprawdę piękna dziewczyna o długich, brązowych włosach i wyglądała na naprawdę miłą. 
  - Gryffindor! - rozbrzmiała tiara po krótkiej chwili zastanowienia.
  Bella usiadła przy stole Gryffindoru, a dalej była jej bliźniacza siostra, Beauty Nella. Trafiła do Ravenclawu, a dalej Berlen Nataly do Slytherinu.
  Następnie był oczywiście "Black, Syriusz", czyli właśnie ten najlepszy przyjaciel Jamesa. Podszedł bardzo zdenerwowany do Tiary, ale ona przyjęła go do Gryffinforu. Lily i Angelika się bardzo ucieszyły, bo była szansa, że ich przyjaciele będą razem z nimi właśnie w tym domu. 
  Cała ceremonia trwała oczywiście bardzo długo. Jednak Lily miała dużo szczęścia, że jej nazwisko rozpoczynało się na "E" i nie musiała długo czekać, stać i się stresować.
  Kiedy ją wyczytało, jej serce mocniej zabiło i zaczęła strasznie się trząść. Poszła wolnym krokiem i usiadła na krześle, po czym założyła na głowę tiarę.
  Bardzo się bała i z zamkniętymi oczami siedziała, czekając na swój wynik. Jednak okazało się, że nie ma czego się bać. Po chwili Tiara wykrzyknęła swoim chropowatym głosem:
  - Gryffindor!
  Lily ulżyło. Rozległy się oklaski i uradowana dziewczyna usiadła przy stole Gryffindoru, tam gdzie przydzielono Syriusza. Zanim ochłonęła, zajęło trochę czasu i zupełnie nawet się nie zorientowała, kiedy profesor doszła do litery "P". 
  Właśnie wtedy znowu zaczęła interesować się co się dzieje na sali i odgłos pani profesor przywrócił ją na ziemię.
  - Potter, James! 
  Mimo, że Lily sobie powtarzała tak bardzo często w przedziale pociągowym, że nie jest w jej typie, teraz bardzo, ale to bardzo jednak chciała, aby został przydzielony z nią do Gryffindoru. Syriusz jej szepnął, że ma również nadzieję, żeby James był z nim w domu ale powiedział jej też, że najprawdopodobniej tam będzie. 
  - Gryffindor! - wykrzyknęła Tiara Przydziału. 
  Lily naprawdę bardzo się ucieszyła. Ulżyło jej jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się do całego świata. Razem z Syriuszem powitali go w Gryffindorze. Oczywiście los tak wskazał, że Lily usiadła dwa krzesła dalej od Syriusza i James właśnie zajął to puste krzesło. Usiadł koło Lily. 
  Teraz do szczęścia potrzebne było to, aby jej przyjaciółka trafiła do Gryffindoru. Również bardzo zależało jej na tym.
  - Ej, Evans - zaczepił ją James - Jak myślisz twoja przyjaciółka też będzie tutaj z nami?
  - Chyba tak... Ale się boję, a jak nie? - wystraszyła się Lily.
  - Miejmy nadzieję... Ale chyba już doszli do "S". Patrz za niedługo chyba będzie ona!
  Przestraszona dziewczyna popatrzyła się na grupę pierwszoroczniaków wraz z profesor McGonagall. Rzeczywiście doszli do litery "S". 
  Teraz wyczytano jakieś bladego chłopaka z długimi, czarnymi włosami, który nazywał się Snape, Severus. Przydzielono go do Slytherinu niemal od razu, a zaraz potem wyczytano Angelikę!
  Lily też się bardzo zdenerowała, ale po chwili jej marzenie się spełniło! Jej najlepsze przyjaciółka dołączyła do Gryffindoru!
  Z uśmiechem i prawie w biegu wesoła, przyszła do stołu Gryffindorów i usiadła obok Lily, z drugiej strony. 
  - Jesteśmy razem w Gryffindorze! - ucieszyły się dziewczyny i się do siebie przytuliły, a James ukradkiem się do nich uśmiechnął.
  Jak to dobrze, że Lily i jej wszyscy przyjaciele są w Gryffindorze. Naprawdę się bardzo ucieszyła i na razie to jej wystarczało, aby być blisko przyjaciół.

czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział IV "Wrogowie i przyjaciele"

  Nie dość, że Lily w pociągu już pokłóciła się z Jamesem, to teraz oni oboje... a nawet we trójkę (licząc Syriusza) pobili się z jakimiś chłopakami!
  Lily leżała na podłodze prawie nieprzytomna, osłaniając ręką swoją zranioną głowę. Nad nią pochyliła się Angelika i starała się jej pomóc. Jednak nie była w stanie odpowiedzieć Angelice na żadne pytanie, była zbyt zszokowana tym, co teraz działo się między Jamesem, a tamtym wrednym chłopakiem.
  - Zostaw ją! - krzyknął James i walnął go z pięści w twarz - Co ona ci zrobiła?! 
  Krzyczeli jeszcze wiele rzeczy, ale Lily nie chciała tego słyszeć, postanowiła, że tak będzie lepiej. Nie ma sensu, aby próbowała zrozumieć ich kłótnie. Lecz mimo, że więcej nic nie słyszała, ale za to udało jej się zobaczyć tą straszną scenę.
  Teraz James już w ogóle nad sobą nie panował. Rzucił się jeszcze bardziej na tamtego intruza i teraz nie tylko oni się bili. Jego dwaj przyjaciele również dołączyli do bójki, zarówno jak Syriusz, który chciał obronić przyjaciela. 
  Ten chłopak, który popchnął Lily miał w końcu bardzo rozbitą głowę i wiele siniaków. Dziewczyna wolała by nie myśleć, co by się stało, gdyby jeszcze to dłużej trwało. 
  Nic jednak się więcej nie wydarzyło, bo w tym momencie do przedziału wpadła jakaś kobieta. Towarzyszył jej jakiś niski, gruby i trochę starszy czarodziej oraz dwójka starszych uczniów. Kobieta to za pewne była jedna z profesorów, tak samo jak tamten czarodziej. Była ubrana w jakieś zielone szaty, a na głowie miała dużą, szmaragdową szpiczastą tiarę. Jej strój również charakteryzował się naszyjnikiem i bransoletkami z dużymi klejnotami. Wyglądała na około czterdzieści lat. Jej kolega, gruby czarodziej, był dużo starszy od niej, około o dwadzieścia lat. Sprawiał wrażenie dużo milszego od pani profesor. 
  Dwójka starszych uczniów natomiast wyglądała na co najmniej szesnastolatków, a dla Lily mieli już na pewno siedemnaście lat i byli na ostatnim roku w Hogwarcie. Jeden z nich również był blondynem, miał dłuższe włosy niż ten chłopak, który napadł na Lily. Ubrany był w czarno-zielone szaty i nie ulegało wątpliwości, że jest ze Slytherinu. Patrzył się na tą scenę bardzo zdziwiony. Drugi miał brązowe włosy i pochodził z Gryffinforu. Był ubrany w czarno-czerwone szaty. On wyglądał natomiast na zmieszanego.
  Pani profesor stanęła w drzwiach i zaczęła natychmiast na wszystkich krzyczeć.
  - Co tutaj się dzieje?! - wrzasnęła - Jesteście na pierwszym roku, co wy robicie?!
  - Pani McGonagall - wyjaśnił jej James - Ten tutaj rzucił się na Lily Evans.
  - Gdzie jest ona?! O matko, panno Evans, nic ci nie jest?!
  McGonagall wypatrzyła na podłodze Lily i od razu do niej podeszła.
  - Nic ci nie jest? - zapytała się jej, ale Lily wiedziała, że coraz gorzej się czuję. 
  - Pani profesor, ją bardzo boli głowa, ten tutaj ją popchnął! - zawołała oburzona Angelika wskazując na tamtego wrednego chłopaka. 
  Dopiero teraz nauczyciele stwierdzili, że przede wszystkim trzeba to wszystko wyjaśnić. 
  - Co się w ogóle tutaj stało?! Panie Mafloy, łap tamtych, żeby nie uciekli! - rozkazała profesor.
  Mafloy, jeden ze starszych uczniów zagrodził przejście tym trzem intruzom, a pomógł mu milczący  Gryfon.
  - Ale proszę panią, tamten czarny mnie pobił! - krzyczał przywódca tej okropnej bandy chłopaków wskazując na Jamesa.
  - Jak się wy wszyscy w ogóle nazywacie?! - profesor McGonagall nawet ich nie znała, a już miała z nimi takie problemy.
  - Ja jestem James Potter - przedstawił się James - A to jest Angelika Spinnet - wskazał na koleżankę Lily - A tych trzech to ja nie znam.
  - Ja to Sean Skipport - wyjaśnił ten wredny chłopak - A to są Nigerous Goyle i Colin Crabbe. 
  - Dobrze, Horacy - powiedziała do grubego, niskiego profesora - Zabierz tych trzech do innego przedziału, a ja się z tobą Potter później rozliczę. 
  Posłała Jamesowi wściekłe spojrzenie. Nic jednak nie mówił, aby uniknąć jeszcze więcej kłopotów.
  Tymczasem Lily naprawdę bardzo rozbolała głowa, a do oczu zaczęły lecieć jej łzy. 
  - O, nie... Evans, nie płacz - James zaraz już zauważył, że Lily płacze i pochylił się nad nią - wszystko będzie dobrze... Bardzo cię boli?
  Usiadł blisko niej i chciał jej pomóc, ale profesor McGonagall niestety utrudniła mu to zadanie.
  - Potter, teraz nie czas na randkowanie - powiedziała ostro - zabiorę ją na chwilę do przedziału nauczycieli, aby zobaczyć czy nic jej się nie stało! Mam nadzieję, że szybko znowu nic nie zmalujecie!
  Odeszła z Lily z przedziału, pozostawiając Angelikę, Syriusza i Jamesa bardzo wystraszonych. Ale najbardziej James martwił się o Lily, ponieważ zakochał się w niej i wiedział już na początku, że ona jest dla niego idealną dziewczyną. 
  Cała trójka siedziała w milczeniu, aż do przedziału z powrotem nie weszła Lily. Pierwszy do niej podbiegł oczywiście James. 
  - Lily, wszystko w porządku? - zapytał się jej z troską i pomógł jej usiąść - nie płacz, zaraz przestanie cię boleć...
  Poszedł po swoją torbę i wyjął z niej chusteczkę po czym dał ją dziewczynie. To był pierwszy raz dzisiaj, jak James nazwał ją po imieniu. To nawet fajne - myślała Lily. Nie chciała, żeby ktoś taki jak James nazywał ją po nazwisku. Nawet nie wiedziała kiedy, ale zależało jej na nim.
  Na ławce usiadła także Angelika i Syriusz, obok Jamesa. 
  - Już w porządku? - zapytał się jej jeszcze raz.
  - Tak, chyba tak... - odpowiedziała nieśmiało Lily mając w ręku chusteczkę, którą dał jej James.
  - No widzisz, mówiłem, że wszystko będzie dobrze... 
  - Dzięki, James - podziękowała mu nagle i uśmiechnęła się do niego.
  - Nie ma za co, nie przejmuj się nimi, na pewno wylądują u dyrektora, jak przyjedziemy. 
  Dla Lily dużo to znaczyło, że James stanął w jej obronie. Mimo, że mieli tylko przecież jedenaście lat, to i tak było miłe. 
  W dalszej podróży (dzięki Jamesowi) Lily już nie płakała, tylko śmiała się i grała w karty i szachy ze swoimi... przyjaciółmi. No, bo w końcu to byli jej już prawie przyjaciele, w końcu spędziła z nim w jednym przedziale niemal dziesięć godzin. Mimo, że z Hogwartu do stacji King's Cross jest taka długa droga, naprawdę jest ona przyjemna i się opłaca. 
  
  Jednak przybył czas opuścić pociąg. Należało teraz pójść do Hogwartu, najlepszej szkoły na całym świecie. Lily, James, Angelika i Syriusz, opuścili swój przedział długo czekając przed progiem, aby czasem nie wpaść na Sean'a i resztę. 
  Wyszli w końcu na podwórko. Różniło się ono bardzo dużo od zamglonych i zakurzonych uliczek Londynu. Tutaj było bardzo świeżo, panowało czyste powietrza, a dzisiejsza noc naprawdę była bardzo piękna. 
  Księżyc świecił mocno i pokazywał wspaniały widok na Hogwart. Gdy wszyscy uczniowie zobaczyli zamek, nie mogli uwierzyć własnym oczom i zakrywali dłonią usta. Był naprawdę duży, miał siedem pięter, a na samej górze znajdowały się wieże. Wznosił się na jednym z wzgórzu, a przed nim było jezioro. Księżyc doskonale odbijał się na tafli wody. To wyglądało tak pięknie, że każdy, ale to każdy był szczęśliwy, że będzie tam nocował. 
  - Pierwszoklasiści ze mną! - zawołał Hagrid, który wtedy jeszcze nie mówił z błędami - Chodźcie!
  Wszyscy poszli za Hagridem. Lily szła w parze ze swoją przyjaciółką - Angeliką. Dziewczyny bardzo się cieszyły. Poznały właśnie już dzisiaj pierwszych wrogów i pierwszych przyjaciół.

Rozdział III "Pociągiem do Hogwartu"

  Należało się naprawdę spieszyć. Dla Lily to było niemożliwe, aby na pierwszym roku spóźniła się na pociąg! Z przerażeniem w oczach zawiadomiła szybko rodziców, że jest za piętnaście jedenasta. Cała rodzina (oprócz Petunii) chciała jak najszybciej pobiec w wyznaczone miejsce, ale ze względu, że byli mugolami, nie wiedzieli, jak dostać się do Hogwartu.
  Zestresowana Lily drżącymi rękami jeszcze raz wzięła list od profesor McGonagall i dokładnie przeczytała. Okazało się, że na samym dole listu był napis:
"Wszyscy uczniowie dojeżdżający do Hogwartu, niech zbiorą się na stacji King's Cross w Londynie na peronie 9 3/4".
  Lily nie do końca rozumiała ten list. Wszystko było tak doskonale napisane oprócz tego peronu. Jak to dziewięć i trzy czwarte? Może to oznacza, że niektórzy mogą odjeżdżać peronem dziewiątym a inni dziesiątym?
  - Wygląda na to, że musimy jak najszybciej biegnąć na stację King's Cross - powiedziała Lily do swoich rodziców.
  - Peron dziewięć i trzy czwarte?! - wykrzyknęła zdziwiona mama Lily.
  - Co?! - wykrzyknęła Petunia - Co oni nie wymyślą?!
  - Może się spytamy na dworcu, jak już dojedziemy na stację? - zaproponowała Lily.
  - Nie możemy się nikogo zapytać, gdzie jest peron dziewięć i trzy czwarte... - odpowiedział z zawodem tata - wezmą nas za wariatów...
  Rodzina Evans wyglądała na zupełnie zmęczonych zakupami i zawiedzionych tym, że nie wiedzą, jak trafić na peron. Ale nie mogli czekać i nic nie robić. Tata Lily natychmiast wszedł do samochodu wraz z rodziną i pojechali na stację King's Cross.
  Samochód jechał naprawdę bardzo szybko. Lily trzymała walizkę w ręku i wypakowywała rzeczy do Hogwartu z toreb, które dostała w sklepie do swojej walizki. Modliła się, aby zdążyli na czas. Rodzice Lily naprawdę chcieli, aby ich córka pojechała do Hogwartu, ale sami nie wiedzieli, co zrobić jak już dojadą na stację.
  Lily natomiast nieustannie spoglądała na zegarek i patrzyła, ile czasu im została. Dziesięć minut, dziewięć, osiem...
  - Tato szybciej! - wykrzyknęła.
  - Już wysiadamy, nie martw się! - odparł tata.
  Cała rodzina zatrzymała się samochodem przed stacją King's Cross. Lily najszybciej z całej rodziny wbiegła na stację i przechodziła właśnie obok peronów wypatrując dziewiątego i dziesiątego peronu. Jednak, kiedy już je ujrzała, nie było żadnego peronu dziewięć i trzy czwarte, tylko ściana między dwoma peronami. Jeszcze bardziej to zasmuciło Lily, gdy wielki zegar na ścianie przy stacji King's Cross pokazywał jedenastą za pięć.
  Ale tak naprawdę był to dla niej szczęśliwy dzień. Miała swój wózek, na którym były zarówno walizka, jak klatka z Vanessą, sową śnieżną Lily. Najprawdopodobniej nieuważnie zamknęła klatkę, bo właśnie wyleciała z niej sowa! Przerażona Lily krzyknęła, a Vanessa zahaczyła przez pomyłkę o wózek Lily. Sowa śnieżna poleciała wprost na ścianę między dwoma peronami, w tym Lily, którą sowa pociągnęła za sobą.
  Minęło co najmniej parę sekund, zanim Lily zdołała dojść do siebie. Co się właściwie stało? Pierwszy raz uczestniczyła w czymś tak magicznym. Właśnie przeleciała przez ścianę, nic jej się nie stało i właśnie stoi sobie teraz tak swobodnie przed expresem do Hogwartu!
  Nie może na nic czekać, musi szybko wsiadać do pociągu! Lily nareszcie była w świecie magii, bo przecież ten peron nie należał do mugolskiego świata. Uśmiechnęła się i szczęśliwa pomknęła z wózkiem i sową (która już była w klatce), do pociągu.
  Jednak za nim zdążyła tam wejść, przez ścianę przelecieli jej rodzice i Petunia.
  - Czarodzieje mają nawet fajne zabezpieczenie - stwierdziła jej mama - Lily, skąd ty wiedziałaś, że trzeba tędy przejść?
  - Nie wiedziałam. Przez przypadek tutaj weszłam - oznajmiła Lily.
Wtedy ktoś z obsługi przy pociągu zacząć krzyczeć przez wielki, ciężki magnetofon:
  - Za 4 minuty jedziemy do Hogwartu! Proszę wsiadać!
Lily zauważyła, że wszyscy już biegną do pociągu. Były to osoby w wieku od jedenastu do siedemnastu lat. Dziewczyna wiedziała, że to będą właśnie jej najpiękniejsze lata, że dopiero pierwszy rok, a czeka ją oprócz tego roku jeszcze sześć. Nie mogła się już doczekać, kiedy w końcu wejdzie do tego pociągu! Przyszedł czas, aby pożegnać się z rodzicami.
  - Cześć, mamo, cześć tato - żegnała rodziców, przytulając ich - Będę do was pisać. Cześć, Petunia.
Jednak siostra nie odpowiedziała. Lily musiała jak najszybciej już iść, więc pomachała ostatni raz do rodziców i wsiadła do pociągu.

  Expres Hogwart był naprawdę bardzo duży. Wewnątrz znajdowało się wiele przedziałów. Lily jednak zupełnie nie wiedziała, który wybrać. W końcu usiadła w jednym z nich, gdzie siedziała już dziewczyna o długich blond włosach. 
  - Cześć - przywitała się blondynka - Jestem Angelika Spinnet.
  - Ładne imię - powiedziała Lily - Ja jestem Lily Evans.
  Dziewczyny usiadły koło siebie i po chwili zaczęły wspólną rozmowę. Na razie mówiły tylko i jedynie o Hogwarcie i o tym do jakiego domu chciały by trafić.
  Nagle do przedziału wpadły jakieś chłopaki.
  - Ej, Syriusz, siadamy tu! - wykrzyknął jeden z nich i nagle się zatrzymał przed Lily. 
  To było bardzo dziwne, stał tam i nic absolutnie nie mówił, patrzył się tylko na Lily. Dziewczyna rozpoznała w nim tego samego chłopaka, jakiego spotkała u Olliviandera. Miał ciemne, czarne włosy, duże okrągłe okulary, niebieskie oczy, a Lily się nawet spodobał. Oczywiście nie wiedziała jeszcze, jaki on jest, więc powiedziała sobie, że nie będzie zawierać z nim przyjaźni, dopóki go nie pozna. 
  - James, co się dzieje? - zapytał się właśnie ten Syriusz, który wszedł już teraz jak jego przyjaciel koło przedziału. 
  Syriusz miał długie, kręcone i brązowe włosy do ramion i nawet na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo poważnie, choć tak naprawdę wygląd nie miał nic do jego charakteru. Ze zdziwieniem, ale też ze zrozumieniem patrzył się na Jamesa, który nadal stał jak wryty i spoglądał się na Lily. Nie wyglądało wątpliwości, że najprawdopodobniej się w niej zakochał. 
  - James, James... - wołał go Syriusz.
  Jednak James zupełnie go zignorował i usiadł na ławce na przeciwko Lily. 
  - Hej, mała - przywitał się dosyć bezczelnie.
  Syriusz złapał się za głowę, a Angelika ze zdziwieniem popatrzyła się na dziewczynę. 
  - Co?! - zapytała zszokowana Lily.
  Teraz już James najwyraźniej przesadził. Usiadł nagle koło Lily na tej ławce co siedziała z Angeliką, lecz dziewczyna odsunęła się od niego i popatrzyła na niego z wściekłością. 
  - Co ty ode mnie chcesz?! - pytała go Lily marząc, aby sobie poszedł.
  - No, jeśli ty chcesz, możemy się umówić - zaproponował James, a Lily nie wiedziała zupełnie co powiedzieć. 
  - James! - wykrzyknął nagle Syriusz go ratując - Siadaj tutaj koło mnie.. lepszy widok z okna. 
  - Może lepiej, abyście stąd wyszli obydwaj - powiedziała w końcu rozdrażniona dziewczyna. 
  - No właśnie... - odezwała się milcząca dotąd Angelika.
  - Czemu? - Syriusz najwyraźniej próbował ratować sytuację - On powiedział "No, jeśli ty chcesz, możemy sobie POMÓWIĆ". W sensie tutaj w przedziale.
  Lily jednak słyszała dobrze co innego, że James chce z nią iść na randkę, ale zdecydowała, że lepiej jak zapomni o tej całej sprawie. Przez chwilę panowało milczenie, ale jednak Lily zaczęła rozmawiać z koleżanką.
  - A ty Angelika do jakiego domu chciałabyś należeć? - zapytała zmieniając od razu temat.
  - Ja już sama nawet nie wiem, jaka jestem... - odpowiedziała nieśmiało Angelika - Chociaż myślę, że najlepiej by mi było...
  - Jestem James Potter - wtrącił się nagle James - A ty?
  Wskazał na Lily z zakochanym uśmiechem. Lily przekręciła oczami, ale zdała sobie sprawę, że jakoś musi przeżyć z nim tą podróż.
  - Lily Evans - odpowiedziała chłodno.
  - Jakie piękne imię... Jedziesz na pierwszy rok, prawda? 
  - Tak! - krzyknęła.
  - Ej, no... Nie bądź taka niemiła...
  - Angelika, ty też jedziesz pierwszy raz, co nie? - zapytała się jej szybko Lily, choć wiedziała, że jedzie na pierwszy rok (rozmawiały przecież nie dawno o domach w Hogwarcie). Zapytała się tak, aby nie rozmawiać z Jamesem. 
  Angelika miała już zaraz odpowiedzieć, ale James jej przerwał.
  - Angelika cicho! - wrzasnął na nią, a zaraz łagodnie zwrócił się do Lily - Evans, ale przecież ty z nią rozmawiałaś już o domach, prawda?
  - DAJ MI SPOKÓJ - Lily już była zmęczona tym całym Jamesem.
  - Ale ja chcę tylko pogadać o Hogwarcie...
  - Mam pomysł! - zawołał Syriusz - Niech każdy powie w jakim domu chciałby być, jak trafi do Hogwartu.
  Pomysł wydawał się świetny, a już na pewno spodobał się Lily. Może w ten sposób James odczepi się od niej? 
  - Ja bym chciała do Gryffindoru... Myślę, że tak - powiedziała jako pierwsza Angelika - Jeśli nie wezmą mnie do Hufflepuffu...
  - A ja chyba do Gryffindoru... Bardziej bym chciała dostać się do niego niż do Ravenclawu - stwierdziła Lily. 
  - Gyffindor - odpowiedział również Syriusz.
  Teraz przyszła kolej na Jamesa.
  - A ja tam gdzie Lily... 
  - Mam dość! - zawołała i prawie wyszła z przedziału. 
  - Czekaj! - wołała błagalnie James - Przecież równie dobrze mógłbym powiedzieć, że chcę tam gdzie Syriusz...
  Lily go zignorowała i otworzyła drzwi przedziału. 
  - Wszystkie pozostałe przedziały są zajęte - oznajmił James z wielkim uśmiechem. 
  Wściekła dziewczyna wróciła się na swoje miejsce. Przez następne pół godziny, James już nic nie mówił, chyba wiedział, że jak jeszcze raz coś powie, Lily sobie pójdzie. Dziewczyny najpierw rozmawiały razem o Hogwarcie, a potem dołączyli się do nich chłopaki. Rozmawiali tak przez długi czas. 
  Lily czasami zerkała na Jamesa. A może faktycznie by się z nim zaprzyjaźnić? - pomyślała. Jednak już zdążyła się dowiedzieć, że James ma bardzo wiele żartów nie na miejscu. Po chwili jednak sobie powtarzała, że to niemożliwe i, że na pewno nie będzie jej przyjacielem. Lecz miała pozytywne myśli co do Angeliki, naprawdę już mogła być przynajmniej jej koleżanką. 
  Tymczasem przechodziła jakaś pani z wózkiem, a James wstał i szybko wyszedł. Pod nieobecnością Jamesa, Syriusz zwrócił się do Lily.
  - Lily... Przepraszam cię za Jamesa - powiedział - On już taki jest...
  - I co z tego? To nie znaczy, aby się tak zachowywał...
  - Ale on chciał dobrze... Możesz być dla niego trochę milsza?
  - No, dobra - obiecała Lily.
  James wrócił znowu do pociągu i kupił dla wszystkich słodycze. Najpierw dał Syriuszowi jakieś pięć torebek fasolek wszystkich smaków.
  - Chcesz? - zapytał się Lily i wręczył jej opakowanie czekoladowych żab.
  - Dziękuję - odpowiedziała krótko Lily. 
  James dał Angelice również jakieś lizaki i cukierki.
  Atmosfera w przedziale już nie była taka zła. Nawet wszystkim dobrze się dogadywało. Wreszcie James i Lily przestali się kłócić. 
  - Lily... - powiedział nagle wahając się James.
  - Tak?
  - Przepraszam...
  Lily trochę się zdziwiła i ją zamurowało. Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Uniosła głowę i spojrzała na niego (co wcześniej zdecydowanie unikała).
  - Nic nie szkodzi. 
  James lekko się do niej uśmiechnął. Lily ulżyło, że przynajmniej nie będzie jej dokuczał. 
  Cała czwórka zaczęła znowu razem rozmawiać i się śmiać. Syriusz opowiadał wszystkim naprawdę ciekawe kawały. Ale niestety ich humor zniknął, jak do przedziału weszło kilka chłopaków. 
  Wszyscy byli blondynami, bardzo wysokimi. Nie wyglądali na przyjaznych, wręcz przeciwnie. Zachowywali się tak, jakby zaraz chcieli wszystkich wywalić z przedziału. 
  Było ich trzech. Na środku stał blondyn z włosami jeszcze dłuższymi niż Syriusz. Wyglądało na to, że to on był przywódcą tej całej bandy chłopaków. 
  - A może dziewczyny by sobie z tego przedziału łaskawie poszły? - powiedział sprawiając wrażenie, jak to był jego expres do Hogwartu...
  - Jak masz na myśli Evans i Spinnet, to one nigdzie nie pójdą! - wykrzyknął James, wstał i podszedł do tego bezczelnego chłopaka.
  Syriusz próbował go zatrzymać, ale to nic nie dało.
  - Mnie nie chodzi tylko o Evans i Spinnet - odpowiedział tamten - Mi chodzi o wszystkie dziewczyny, również o was.
  James i Syriusz strasznie się wkurzyli i prawie na niego napadli. Jednak Lily stanęła w ich obronie.
  - Możesz ich zostawić?! - krzyknęła na tych wrednych chłopaków. 
  - A bo co mi zrobisz? - zapytał tajemniczy blondyn. 
  - Chcesz zobaczyć?! - tym razem Lily go popchnęła. Mimo tego, co było wcześniej, nadal jej nie pasowało, że ktoś tak zwraca się do Jamesa. 
  - Ty mała szlamo, jeszcze pożałujesz! - wykrzyknął popchnięty chłopak i oddał Lily. 
  Dziewczyna się przewróciła na podłogę. Miała ochotę jego po prostu rozszarpać. Wstała i kopnęła go mocno w nogę, ale on jej jeszcze bardziej oddał i uderzyła mocno w ławkę głową. Niestety głowa ją tak bardzo bolała, że nie mogła wstać, ani się nawet ruszyć z miejsca. 
  James to wszystko zauważył i natychmiast napadł na tego intruza. 
  Lily nadal leżała na podłodze i nie wiedziała jak się to skończy... Jak na jeden dzień wystarczy jej tyle wrażeń...
  Ale co jeśli Jamesowi coś się stanie?!

środa, 25 lutego 2015

Rozdział II "Na ulicy Pokątnej"

  Ten sam mały, ciasny pub, którym miał tajemne wejście na Pokątną, codziennie był zatłoczony przez wiele czarodziejów, a zwłaszcza o tej porze roku. Zbliżał się wrzesień, a wszyscy młodzi czarodzieje i czarownice szykowali się do szkoły w Hogwarcie. Legendarny pub (bo już był naprawdę bardzo stary), był jedynym miejscem, gdzie można było się dostać na Ulicę. Oprócz niego jedynie niektórzy mieli kominki, które dzięki proszkowi Fiuu mogły każdego wysłać w jakiekolwiek miejsce. Jednak mieli je tylko czarodzieje, gdzie rodzice również umieli czarować. Niestety w rodzinie Lily ani siostra ani rodzice nie znali się na czarach. Pozostawało jej jedynie wejść do mrocznego pubu.
  Dziewczyna weszła tam wraz z rodzicami, co oczywiście nie spodobało się Petunii. Siostra Lily uwielbiała porządek i nie lubiła zakurzonych miejsc. Jednak rodzina Evans nie zatrzymała się w pubie, lecz pomknęła dalej, przez tajemnicze drzwi. Jednak Lily zauważyła jakiegoś dużego mężczyznę, który miał długą, gęstą brodę, tak samo jak włosy. Siedział przy samym barze i gawędził z kelnerem. Uśmiechnął się przyjaźnie do Lily, a ona naprawdę go polubiła. Nie wiedziała, że jeszcze kiedyś go spotka i nawet się z nim zaprzyjaźni.
Chwilę potem Lily i jej rodzina stanęli już za tymi tajemniczymi drzwiami przy ogromnym murze. Był tak wysoki, że ledwo można było wypatrzeć najwyższą część muru. Rodzice Lily stanęli za nią trochę zdziwieni, jakby wcale nie wiedzieli, że aby pójść na Pokątną trzeba się spotkać aż z tyloma przeszkodami. Lily podeszła do muru i nachyliła się nad nim. Za nim usłyszała jakieś odgłosy - najprawdopodobniej uczniów Hogwartu.
  - Mamo, tato, za tą ścianą jest ulica Pokątna - zawołała do swoich rodziców.
  - Wiemy, Lily, ale... - zawahał się jej tata - mamy pewien mały problem. Tylko czarodzieje mogą tędy przejść. Ale ty Lily nie umiesz jeszcze dobrze czarować.
Lily trochę posmutniała i popatrzyła zaraz na zegarek. Już było po dziewiątej dwadzieścia, musiała naprawdę się spieszyć.
  - A ja myślę, że to znak, aby się stąd zabierać! - wykrzyknęła z goryczą Petunia. Już miała wrócić się do pubu, ale zatrzymała ją matka, która zaczęła ją uspokajać.
  - A może ja bym pomógł? - zapytał ten sam masywny mężczyzna, którego Lily zobaczyła w pubie.
Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, wyjął swoją różdżkę i uderzył nią w ścianę. Cegły przy murze gwałtownie się rozsunęły, a na Lily, Petunii i ich rodziców zrobiło to duże wrażenie. Lily już myślała nad tym, że ona może też będzie tak czarować, jak podejmie swoją naukę w Hogwarcie.
  - Jestem Rubeus Hagrid - przedstawił się ten mężczyzna - Jedziecie do Hogwartu? Nie za późno?
  - Niestety sowa się spóźniła - wyjaśniła Lily i wystąpiła krok naprzód - Jestem Lily, a to moja siostra Petunia.
  - A ty to na pewno jedziesz do Hogwartu, prawda?
  - Tak, naprawdę się ucieszyłam, tyle o nim słyszałam. Ale nigdy nie przypuszczałam, że będę miała taką okazję, w końcu moi rodzice nie są czarodziejami.
  - I nawet lepiej, abyś ty nigdy nim nie została! - wtrąciła się oburzona tym Petunia, że jej siostra może rozmawiać z kimś takim jak Hagrid.
Ale on zbagatelizował ten komentarz.
  - Ja już niestety lecę. Wiem jednak jedno, Lily, widzę, że będziesz naprawdę zdolną czarownicą.
Po tych słowach odszedł z powrotem do pubu, a Lily z Petunią i rodzicami weszli właśnie na ulicę Pokątną.
  Panował tam straszny gwar, a sama ulica była pełna wielu czarodziejów. Ludzie chodzili tam bardzo dziwnie ubrani, nosili czarne, długie szaty i peleryny. Do tego większość z nich miała na głowie szpiczastą tiarę, czym jeszcze bardziej przypominali czarodziejów. Lily nigdy jeszcze nie widziała ich na żywo, ponieważ została wychowywana w mugolskiej rodzinie. Rozglądała więc się wokół ze zdziwieniem, ale jednak była ciekawa, jak będzie wyglądać jej życie w Hogwarcie. Uczniowie nosili ze sobą różdżki, cynowe kociołki oraz klatki z nietypowymi dla mugoli zwierzętami. Dla Lily było to oczywiste i normalne, że ktoś jako zwierzątko domowe ma kota, lecz jeśli chodzi o ropuchę albo sowę, to jeszcze nigdy nie widziała, aby ktoś ich przygarnął. Ale to nie oznaczało, że wcale nie polubiła czarodziejskich zwierząt. Wręcz przeciwnie, na Pokątnej ujrzała sklepik zoologiczny i bardzo jej się spodobały sowy śnieżne.
  Nie wiedziała ile dokładnie minęło, kiedy przestała rozglądać się po Pokątnej. Było tam tyle sklepów, że nie mogła się zdecydować, gdzie najpierw pójść. 
  - Lily, co masz jako pierwsze na swojej liście? - zapytała się jej mama i zerknęła na list z Hogwartu - Oczywiście, różdżka...
  Nie ulegało wątpliwości, że rodzice zastanawiali się, gdzie kupić różdżkę. Jednak Lily szybko zauważyła przy pobliskim sklepie szyld z napisem: "U Oliviandera, najlepsze różdżki". Rodzice dali swojej córce trochę pieniędzy i Lily już zaraz weszła do tego sklepu.
  Za ladą zobaczyła pewnego mężczyznę, wyglądał na całkiem poważnego, miał około trzydzieści pięć lat, zdawał się być bardzo mądry i był ubrany jak czarodziej w kasztanowe szaty. Gdy Lily weszła, wszyscy akurat wyszli z nowymi różdżkami. Wyglądali na bardzo z nich zadowoleni. Było jasne, że Oliviander ma naprawdę dobre różdżki, najprawdopodobniej najlepsze w okolicy. Jego sklep był skromny, nie duży, ze słabym oświetleniem, lecz na tak dobrym, aby na półkach dostrzec wiele różdżek. Lily nie miała pojęcia, jak właściciel sklepu znajduje wszystkie różdżki na tych półkach, dla niej to było wręcz nierealne, nie mogłaby tak.
  - Dzień dobry - przywitał się pierwszy Oliviander - Ciekawie jaka różdżka byłaby dla ciebie idealna...
  Lily była wprawdzie trochę nieśmiała i nie wiedziała co powiedzieć. Pierwszy raz rozmawiała z jakimś czarodziejem, oprócz Hagrida. Oliviander poszedł w głąb sklepu, a po chwili wrócił niosąc bardzo dużo różdżek.
  - Zobacz, czy ta różdżka jest dla ciebie doskonała - wyjaśnił Oliviander, podając jej różdżkę.
  - Jest bardzo ładna - pochwaliła ją Lily - Mogę w takim razie ją wziąć, prawda?
Oliviander się popatrzył ze zdziwieniem na swoją klientkę. Nie chodziło o to, że różdżka ma się podobać, ale o to, aby pasowała do zdolności czarodzieja i aby Lily mogła nią czarować. Jednak czarodziej już mógł się dowiedzieć, że Lily nie pochodzi z magicznej rodziny.
  - Musisz ją wypróbować - mówił do niej łagodnie.
  - Jak?
  - Machnij po prostu różdżką. Każda różdżka wybiera sama swojego czarodzieja. Jeśli cię posłucha, to znaczy, że jest idealna dla ciebie.
  Lily nie bardzo wiedziała o co chodzi. Machnęła różdżką, tak jak jej kazał Oliviander, ale nic się nie stało. Spróbowała jeszcze raz i wtedy wybiła szybę w sklepie.
  - O nie! - zawołała ze strachem - Tak bardzo pana przepraszam...
  - Nic się nie stało... - odpowiedział jej - Niektórzy mieli bardzo wielki problem znaleźć swoją różdżkę. Jeden z nich nawet przewrócił prawie wszystkie półki. Nawet nie wiesz, ile mi to kosztowało, aby pozbierać wszystkie różdżki.
  Oliviander podał więc Lily kolejną różdżkę. Niestety wielokrotnie machając nadal nic się nie stało i różdżka sprawiała wrażenie, jakby naprawdę była zepsuta. Lecz w końcu następna różdżka posłuchała swojej właścicielki i Lily mogła ujrzeć białe iskry, które się z niej wydobywały, tym razem nic absolutnie nie rozwalając w sklepie Oliviandera.
  - Widzę, że to różdżka przeznaczona specjalnie dla ciebie - Oliviander odetchnął z ulgą.
Lily bardzo się ucieszyła, że ma nareszcie swoją wymarzoną, pierwszą różdżkę, zapłaciła za nią i już miała wyjść ze sklepu, gdy przypadkiem na kogoś wpadła. Był to chłopak o czarnych włosach, w okularach, trochę wyższy od niej, z naprawdę pięknym uśmiechem. Lily również się do niego uśmiechnęła, a dopiero potem powiedziała "Przepraszam" i szybko wyszła ze sklepu. Nie zdawała jeszcze sobie sprawy, kto to jest.
  Przed sklepem patrzyła ze stresem na zegarek, który powoli wybijał dziesiątą. Zdenerwowana podeszła do swojej rodziny i powiedziała, aby szybko pobiegli kupić szaty do Hogwartu. Tym razem rzucił się jej w oczy sklep z napisem "Madame Maxime". Był to sklep z ubraniami czarodziejskimi, drzwi były otwarte. W środku ujrzała parę dziewczyn i chłopaków mierzących szaty, więc już na pewno wiedziała, że to ten sklep.
  - Chodźcie za mną! - zawołała do swojej rodziny, która zaraz weszła z nią do sklepu. 
  W środku była naprawdę bardzo młoda kobieta, o krótkiej blond fryzurze. Jej włosy były trochę kręcone, chociaż nawet nie opadały jej na ramiona. Była ładną dziewczyną w okularach, ubraną w zielone ubranie. Właśnie mierzyła wzrost jednemu z chłopakowi, który też najprawdopodobniej jechał do Hogwartu. Najwidoczniej nie tylko Lily sowa się spóźniła.
  - Drodzy państwo, co sobie życzycie? - zapytała ich Madame Maxime - Która z dziewczynek jedzie do Hogwartu? 
  Kobieta była bardzo miła, ale Petunia raczej tego nie doceniała.
  - No na pewno nie ja! - wybuchnęła na cały sklep - To ta wariatka Lily gdzieś jedzie, ja nawet wcale nie zamierzałam wychodzić z domu!
  - Petunia! - zawołali oburzeni rodzice - Jesteśmy w sklepie!
  Madame zdziwiła się bardzo, ale w końcu udało jej się to zbagatelizować i podeszła do Lily. 
  - Ile kompletów szat mam dla ciebie przygotować? - zapytała się uprzejmie.
  - Chyba, trzy - odpowiedziała i podała jej listę rzeczy potrzebnych do Hogwartu.
  - Już się robi, chodź ze mną, bo się spóźnisz na pociąg.
  Madame Maxime wraz z Lily w błyskawicznym tempie, poszły w głąb sklepu. Kobieta zmierzyła centymetrem Lily i już brała się do szycia. Podczas tej całej roboty długo z nią rozmawiała.
  - To jest mój pierwszy rok. Bardzo się boję... - oznajmiła nagle przerażona Lily. 
  - Nie ma czego się bać... Hogwart to naprawdę wspaniała szkoła. Dyrektorem jest wspaniały Albus Dumbledore, a jak on jest w Hogwarcie, to nic nikomu się nie stanie. Naprawdę warto chodzić do tej szkoły, po siedmiu latach nauki możesz zostać naprawdę kim tylko chcesz. Ale trzeba się uczyć i naprawdę radzę ci się na wszystko pilnie przygotowywać - uspokajała ją Madame Maxime, szyjąc właśnie dla niej drugi komplet szat - Ale wiesz, jest jedna rzecz, której prawie się wszyscy boją...
  - Jakiej rzeczy? - zapytała dziewczyna, która nagle odzyskała na nowo strach.
  - Przydziału do domu Hogwartu. Na pewno wiesz, że są cztery domy - mówiła dalej kobieta widząc, że Lily wie, o co jej chodzi - Bardzo dużo osób się boi, że trafi do Slytherinu, tam było najwięcej czarnoksiężników, inni nie chcą trafić do Hufflepuffu, ponieważ boi się, że tam przydzielają osoby bez talentu. W rzeczywistości tak nie jest, każdy dom ma swoje dobre strony.
  Lily przestała się bać, ponieważ w sumie myślała, że Madame Maxime chodzi o coś gorszego.
  - Dobrze, masz swoje trzy komplety szat - powiedziała kobieta, podając jej uszyte przez nią ubrania - A teraz spiesz się, bo spóźnisz się na pociąg.
  Dziewczyna szybko weszła ze sklepu, niemal wpadając na rodziców. Tymczasem Petunia nadal wyglądała na naburmuszoną. 
  - Petunia, naprawdę, musimy się spieszyć - ponaglała ją matka. 
Petunia tylko przewróciła oczami, ale chcąc czy nie chcąc, musiała udać się z rodzicami i Lily na kolejne zakupy. Tym razem rodzina podeszła do najbliższej księgarni po książki. Było ich bardzo dużo, lecz tak naprawdę trochę mniej niż mugole mają w swoich szkołach. Na szyldzie księgarni był napis "Księgarnia Esy i Floresy".
  Cała rodzina weszła do niej i od razu nie mogła uwierzyć własnym oczom. W całej księgarni było mnóstwo regałów z półkami i pełno książek, tak dużo, że Lily nigdy nie widziała więcej książek niż teraz. Były one we wszystkich kolorach, Lily po prostu musiała je przeczytać. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że to tylko księgarnia, a dużo większa jest biblioteka w Hogwarcie.
  - Co mogę wam podać? - zapytała sprzedawczyni.
Lily z wrażenia nic nie była w stanie powiedzieć, tylko podała kobiecie swoją listę z książkami. 
  - Zaraz ci je podam - oznajmiła.
Jednak Lily wiedziała, że ma naprawdę dużo kieszonkowego. Rozejrzała się wokół i wzięła do rąk minimum dwadzieścia książek, jakie chciała kupić. 
  - Widzę, że naprawdę lubisz czytać - pochwaliła ją sprzedawczyni, która właśnie zeszła z drabiny - Naprawdę w Hogwarcie twoje hobby będzie się bardzo liczyć. 
  Kobieta podliczyła cenę wszystkich książek, lecz suma nie wystraszyła wcale Lily, choć wynosiła bardzo dużo. Zostało jej jeszcze parę galeonów, więc pomyślała, że kupi za to sowę śnieżną.
  Tymczasem czas naglił i trzeba było iść do przedostatniego sklepu - sklepu z kociołkami. Rodzina Evans skręciła w lewo, gdzie weszła do naprawdę dużego budynku. Było tam mnóstwo kotłów i kociołków. Najbardziej uwagę Lily przykuł największy złoty kociołek, ale niestety... potrzebny był cynowy. Rozejrzała się wokół i znalazła idealny dla siebie.
  Zaraz potem weszła do sklepu zoologicznego. W tym sklepie spędziła chyba najdłużej czasu. Było w nim tyle wspaniałych zwierząt. Naprawdę się cieszyła w tym sklepie, jak nigdy dotąd. Minęło chyba pół godziny, zanim wybrała sowę śnieżną. Bardzo jej się spodobała. Była cała biała, miała na szyi czerwoną kokardkę, a Lily nazwała ją Vanessa. Kupiła również dla swojej Vanessy parę gadżetów oraz klatkę.
  Gdy wyszła z rodzicami na zewnątrz z przerażeniem zerknęła na zegarek. Do odjazdu pociągu zostało tylko piętnaście minut...

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział I "Ten pamiętny dzień"

Lily zawsze dobrze wspominała ten dzień. Wiązał jej się z przygotowaniem do najpiękniejszych siedmiu lat w jej życiu. Wcześniej nigdy nie myślała, że coś takiego kiedykolwiek się wydarzy. Zawsze interesowała się książkami, a najbardziej tymi fantastycznymi, opowiadającymi o magii. Dobrze się uczyła, miała naprawdę dobre relacje ze swoimi rodzicami, ale jednak coś w jej życiu było nie tak. Jej siostra, Petunia nienawidziła jej. W sumie nie ona jedyna była świadkiem, że czasem, gdy Lily się wścieknie albo zacznie być smutna, coś potajemnie znika albo się pojawia. Często Petunia zaczynała ją obrażać i kłócić się z nią, bo - jej zdaniem - rodzice faworyzowali niemal zawsze Lily, ale w rzeczywistości tak nie było. Lecz z tego wymyślonego powodu w głowie Petunii, bardzo często kłóciła się z Lily. Skończyło się prawie zawsze na tym, że Lily się wściekła albo zasmuciła i w ten sposób Petunii przydarzały się dziwne rzeczy, lecz to nie była wina Lily. Tylko jej czarów, nad którymi nie mogła zapanować, zanim nie zacznie chodzić do Hogwartu. Jej rodzice byli mugolami, więc jak mogli jej powiedzieć, żeby spróbowała zapanować nad swoimi umiejętnościami?
Nie mogli. Niestety.
Ale wróćmy do tego zapamiętanego dnia...

Lily właśnie siedziała przy stole ze swoją siostrą Petunią. Miała wtedy dziesięć lat i nie można było ukryć, że właśnie w tym czasie, jej wredna siostra najbardziej uprzykrzała jej życie. Nagle mama Lily wstała od stołu, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Jednak, gdy otworzyła je, nikogo tam nie było, na wycieraczce leżał tylko jeden, tajemniczy list. Jej mama doskonale wiedziała, co to znaczy. Ucieszyła się. Uszczęśliwiona wpadła do kuchni i od razu chciała powiadomić o wszystkim Lily.
- Lily! Dostałaś list z Hogwartu! - zawołała i wręczyła od razu list swojej córce.
Lily już długo wiedziała co do Hogwart oraz, że gdzieś tam na świecie żyją czarodzieje. Zupełnie jednak nigdy nie przepuszczała, że ona też jest czarodziejką. Był to dla niej ogromny szok i oczywiście wielkie szczęście, które nigdy nie zostało wymazane z jej pamięci. Jednak nie mogła opanować emocji i nagle zemdlała.
Obudziła się na łóżku w swoim pokoju. Odzyskała przytomność dopiero po paru minutach, ale nic już więcej jej nie było. Rozejrzała się wokół po swoim pokoju i wszystkich normalnie poznała. Nad nią, na łóżku siedziała mama, próbując ją obudzić.
- Mamo... czy to prawda? - zapytała, powracając do zdarzenia, o którym się dowiedziała przed chwilą.
- Tak, to prawda. Naprawdę jedziesz do Hogwartu - oznajmiła z uśmiechem jej mama, gdy w oczach Lily dostrzegła prawdziwe szczęście.
- Ja nie mogę w to uwierzyć! Zawsze chciałam być czarodziejką, ale nigdy nie myślałam, że to kiedyś nastąpi... Mamo, kiedy mam być w Hogwardzie?
- Oczywiście już jutro.
To była naprawdę krótka odpowiedź, ale dla Lily to znaczyło, że już teraz trzeba wstawać i się przygotowywać do wyjazdu. Nie mogła na nic czekać. Złapała od razu swoją różową walizkę i z pośpiechem wyciągała wszystkie rzeczy z szafy, nie zważając na to, aby zrobić jakoś listę i tym bardziej, że jej mam nadal znajduje się w pokoju.
- Niestety sowa się trochę spóźniła... - wyjaśniła jej mama ten fakt, że list dotarł aż tak późno - Spóźniła się nawet nie trochę, lecz długo, bo aż o cały miesiąc. Ale liczy się to, że dotarła. Niestety przez tego czarnoksiężnika wszystkie sowy często umierają.
Lily popatrzyła się na nią przeszywającym, ciekawym spojrzeniem. Jej mama chyba zdała sobie sprawę, że powiedziała coś nie tak.
- Ale ja cię już zostawiam, musisz się spakować - dodała szybko i uciekła z pokoju. Lily zdecydowała się po paru nieudanych próbach w końcu zbagatelizować sytuację z sowami i liczyć na to, że wszystkiego dowie się w Hogwarcie.
Niestety jednak w jej głowie pojawił się kolejny problem. Nie wiedziała co jest nie tak, ale za nic nie mogła się spakować. Co chwila ktoś właził do jej pokoju! Tym razem oczywiście była to jej znienawidziona siostra.
- I co? Dostałaś list z Hogwartu co nie? - zakpiła sobie z niej Petunia.
- Tak, dostałam... Ale Petunia, co ty ode mnie chcesz? - zaczęła bronić się Lily.
- To chcę, abyś w końcu przestała niszczyć mi życie i żeby nasi rodzice przestali cię faworyzować - kontynuowała swą wypowiedź. Lily nie chciała na to zwracać uwagę, więc cały czas była pochylona nad swoją walizką, a oczy miała skierowane w stronę ubrań do Hogwartu. Jednak Petunia nie przestała jej grozić - Zobaczysz jeszcze. Któregoś dnia rozpłyniesz się w powietrze.
To nie robiło już na Lily dużego wrażenia, była do tego przyzwyczajona.
Pakowała więc powoli wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy - ubrania, kosmetyki, książki (ale te poza magicznym światem), swój pamiętnik oraz inne rzeczy, które były potrzebne jej przez ten cały rok - gdy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jeszcze nie przeczytała tego listu. Kiedy miała go po raz pierwszy w rękach, nie zdążyła go nawet otworzyć, gdyż prawie natychmiast zemdlała. Więc teraz z biciem serca otworzyła go, aby przeczytać. Adresatem listu była profesor Minerwa McGonagall, zastępczyni dyrektora Hogwartu. Napisała jakie książki, ubrania, różdżki oraz kociołki są potrzebne każdemu uczniowi na pierwszy rok w szkole magii i czarodziejstwa.
Lily czytała list z przejęciem. Była naprawdę podekscytowana tym całym zdarzeniem, ale skąd ona weźmie te wszystkie rzeczy? Przecież na liście wyraźnie było napisane, że do szkoły potrzebne im są trzy komplety szat dziennych, jedna szpiczasta tiara, różdżka i jeden średni cynowy kociołek, już nie wspomnąć o książkach... Lily bała się, że nie kupi tych wszystkich rzeczy. Co ona ma teraz zrobić?
Kiedy tak myślała o swoich problemach na temat nie zakupionych wcześniej rzeczy z kuchni dobiegł głos jej mamy:
- Lily, idziemy na Pokątną!
No właśnie! Jak mogła o niej zapomnieć! To była właśnie ta ulica, gdzie można kupić dużo czarodziejskich rzeczy. Jak była mała jej tata opowiadał jej o niej.
Zbiegła więc szybko po schodach i zdecydowała się jak najszybciej opuścić dom i jechać do Hogwartu. Jeszcze dziś. Na szczęście był ranek, dopiero dziewiąta rano, a pociąg odjeżdża dopiero o jedenastej. Miała więc sporo czasu na zakupy.
Zeszła na dół i wyszła wraz z rodzicami i siostrą (która niechętnie z nią poszła) z domu, aby iść na zatłoczone ulice Londynu, po czym wejść do tajemniczego, ciasnego i naprawdę małego pubu i zacząć zakupy na Ulicy Pokątnej.