wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział XII "Daleko od rodziny"

  Wyszło na to, że spotkanie w pewnym sensie się udało, lecz w pewnym było jednym niewypałem. Lily i Severus nie porozumiewali się najgorzej, jednak James o wszystkim się dowiedział i nie przyjął tą wiadomość najlepiej. Dlaczego? Przecież Lily mogła spotykać się, po przyjacielsku, zarówno z Severusem, jak i z Jamesem. Jednak on tego nie rozumiał. Nie ulegało wątpliwości, że zakochał się w Lily. I to na dobre. Darzył ją tym ciepłym uczuciem od ponad dwóch miesięcy, jednak to było za mało, żeby Lily mogła zwrócić na niego uwagę. Za mało czasu i okazji, aby lepiej się zapoznać.
  Właśnie dlatego, wczorajsze spotkanie bardzo dobrze nie wyszło. Według Lily wypadło na całkiem mocną tróję. James, który nie był zbyt delikatny ani wrażliwy, jak na 11-latka, wpadł po prostu w szał, gdy dowiedział się o tym, że znienawidzony przez niego wróg spotyka się z jego ukochaną. Raczył obrzucić "parę" przyjaciół nienawistnym spojrzeniem, w szczególności Severusa, a potem, podejść i powiedzieć coś obraźliwego.
  - Śmiecierusie, zakochałeś się? - zaśmiał się James razem z przyjaciółmi.
  Blady chłopiec o smutnym spojrzeniu i ciemnych włosach nawet się nie odezwał.
  - Bo wiesz... Nie jestem przekonany, żeby taka piękność odwzajemniła te uczucie - kontynuował dalej chłopak.
  Tym razem, podszedł do Severusa i kopnął go w kolano.
  - Zostaw go! - wykrzyknęła nagle oburzona Lily i podeszła do Jamesa.
  - Evans, nie radzę ci bronić frajerów. To nic nie zdziała - odrzekł i uśmiechnął się ironicznie. Był na nią zły. Ale to nie była jej wina, nawet w jednym stopniu.
 Zapadła chwila milczenia. Długiego.
 - Jesteś okropny - rzuciła mu Lily prosto w oczy i razem z Severusem udali się na spacer.
 Pozostawili tylko zdziwionych kolegów Jamesa oraz jego, ale nie wiadomo w jakim był nastroju - Lily nie raczyła nawet na niego spojrzeć

 ***

 - Angela, czemu nigdy mi się nic nie udaje?! - wykrzyknęła następnego dnia Lily waląc poduszką o ścianę. - To niesprawiedliwe!
 Ona i jej przyjaciółka siedziały na łóżkach w dormitorium w przerwie między lekcjami. Angelika cierpliwie wysłuchiwała narzekań przyjaciółki - według niej, James się bardzo zmienił. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, co powiedziała. Kiedyś go lubiła. Nie zmieniała zdania, że Lily i chłopak pasowaliby bardzo do siebie. 
 - Nie przejmuj się, przejdzie mu - pocieszała przyjaciółkę.
 - Ale dlaczego, nie mogę najnormalniej w świecie wybrać się na spacer z przyjacielem?! Przecież nawet, gdyby Severus się we mnie zakochał, nie miałby na to w ogóle nic do gadania! 
 - Wiem, wiem. Ale ty wiesz, że chłopaki takie są.
 - Niestety.
 - Poczekaj, zaraz wracam. - Angela szybko wstała z łóżka i udała się w stronę łazienki.
  Lily zaobserwowała, że robi już tak kilka razy. Cały czas gdzieś wychodzi. Dziewczyna przyłożyła głowę do drzwi i nagle usłyszała szloch. Nie ulegało wątpliwości, że przyjaciółka płacze.
 - Angela, co się stało? - zaniepokoiła się Lily.
 Z tego względu, że były same, przyjaciółka otworzyła drzwi.
 - Po prostu... - wydusiła ledwo z siebie, ale się zawahała. Nie miała już siły mówić i usiadła z płaczem na łóżku.
 - O co chodzi? - Lily usiadła obok niej i gładziła ją po włosach.
 Angela westchnęła i zaczęła opowiadać całą historię.
 - Bo moja mama jest w szpitalu - powiedziała z wielkim smutkiem i zakryła twarz dłońmi.
 - Ale dlaczego?
 Lily bardzo się martwiła. Angelika wstała, poprawiła sobie swoje blond włosy i podeszła do łóżka przyjaciółki.
 - Miała wypadek. Bardzo martwię się o nią. Niestety nie jest w stanie odpisać mi na ani jeden list.
 W oczach dziewczyny coraz bardziej pełno było łez. Usiadła na łóżku i przytuliła się mocno do swojej przyjaciółki. 
 W takich chwilach potrzebowała wsparcia i pomocy, pomocy najlepszych przyjaciół. Miała szczęście, że Lily potrafiła ją pocieszyć.

*** 

 Lily z bólem serca udała się na pocztę. Był jesienny, listopadowy dzień, już słońce chyliło się ku zachodowi, liście spadały z drzew na błoniach, a ona szła z listem w jednej dłoni, a z parasolką w drugiej. Nigdy nie wiadomo, czy aby na pewno się nie rozpada. 
  Kierowała się w stronę poczty, chciała wysłać list swojej rodzinie. Szkoda tylko, że jej siostra Petunia pewnie nawet nie przeczyta tego listu. Szkoda, bo pewnie by się ucieszyła, gdyby chociaż odrobinę jeszcze kochała Lily i zależałoby jej na niej.


"Droga rodzino,

  Piszę ten list, przede wszystkim dlatego, że mocno Was kocham i za Wami tęsknię. W Hogwarcie bardzo często wspominam nasze wspólne wieczory, poranki oraz wycieczki, w których zawsze byliście blisko mnie. Mam nadzieję, że wszyscy - co do wyjątku - przeczytacie ten list, bo naprawdę mi na tym zależy. 
  Bardzo często czuję się samotna, mimo że mam koło siebie najbliższą i najlepszą przyjaciółkę jaką kiedykolwiek miałam - Angelikę. Myślę, że kiedyś ją poznacie i naprawdę Wam się spodoba. 
  Nie pisałam jeszcze w tym roku do Was. Może dlatego, że nie wiedziałam jak ująć to w słowa, że mi Was tak bardzo brakuje? Nie wiem, ale chcę, abyście wiedzieli, że codziennie myślę o Was i pamiętam nasze wspólne chwile. 
  A teraz trochę słów do Petunii, mam nadzieję, że mnie nie nienawidzisz i nadal mnie dobrze wspominasz. Myślę, że nie obraziłaś się za to, że tylko ja pojechałam do Hogwartu? Mam nadzieję, że nie. Ja Ciebie bardzo kocham, mam nadzieję, że ty też odpiszesz na list.

Lily"

  Dziewczyna przywiązała list do nóżki jednej z płomykówek, która niemal natychmiast pofrunęła. Lily cieszyła się, że przynajmniej tak może kontaktować się z rodziną, jednak było jej bardzo smutno. James, problem Angeliki, Severus, z dala od rodziny - te kłopoty ją przerażały, miała już dość. 
  Tak dawno nie widziała na oczy swoich rodziców. Przez dwa miesiące. Zostały jej tylko koleżanki. Bo kto więcej? Nie mam jej kto wesprzeć, nie ma kto przytulić ani pocieszyć w potrzebie. 
  Zaczęła coraz intensywniej tęsknić, oparła głowę o kamienną ścianę i usiadła na zimnej podłodze. Deszcz lał tym razem już delikatnymi strumieniami i strugami spływał po schodach. Po oczach Lily zaczęła tak samo spływać łzy i dziewczyna zaniosła się płaczem. Wiedziała, że nikt jej tu nie znajdzie i wreszcie może pobyć sama. Mogła wypłakać swoje żale i wyżalić się tym, że tak bardzo tęskni. 


  ***

  Następnego dnia, gdy się obudziła w swoim dormitorium, pierwsze co postanowiła to to, że nie może się aż tak zamartwiać. Trzeba działać!
  Lily nie była z natury taką dziewczyną, co w kółko płacze, myśli o najgorszym. Chciała żyć pełnią życia - wiedziała, że to jest bardzo ważne. Mimo że nadal jej było trochę źle, ubrała się z pośpiechem i postanowiła wyjść z przyjaciółką na śniadanie. Angelika była dość markotna od owego czasu, gdy dowiedziała się, że jej mama miała wypadek. Cały czas się o nią martwiła i upewniała się, czy jej nic nie jest ani, czy się nie stało nic poważnego. 
  Lily postanowiła w końcu ją pocieszyć. 
  - Angela, nie martw się tyle - powiedziała z uśmiechem. - Na pewno będzie wszystko dobrze, uwierz mi.
  Angelika nie odpowiadała. Nie chciała chyba nawet rozmawiać na ten temat.
  - Będę cię wspierać, trzeba iść naprzód, naprawdę. Musimy wierzyć, że przecież mama za niedługo opuści szpital.
  - Czy ja wiem? Ja się boję, że jej się coś stanie...
 - Angela... - Lily spojrzała w oczy swojej przyjaciółce. Chciała coś zrobić, żeby przestała źle myśleć. 
  W tej chwili jednak trzeba było udać się na lekcje. 
  Dziewczyny poszły korytarzem, po marmurowych schodach i udały się na eliksiry. Profesor Slughorn w tym owym dniu dużo wymagał od uczniów. Kazał im przygotować na dzisiejszej lekcji aż trzy wywary. Tylko nielicznym się to udało, reszta miała gorsze oceny. Jednak Lily należała do tych lepszych osób z eliksirów. Lubiła ten przedmiot, a profesor zawsze mówił, że zna się na jego przedmiocie w naprawdę dużym stopniu. 
  Jednak nie ulegało wątpliwości, że wszyscy nauczyciele zachowywali się jakoś bardzo dziwnie. Gdy tylko profesor McGonagall szła korytarzem, nie odpowiadała na "Dzień dobry", ani na żadne pytania, nawet te najistotniejsze. Wcześniej dałaby wiele, aby taka duża ilość uczniów pytała ją o lekcje transmutacji oraz jej założenia. Z kolei profesor Flitwick bardzo szybko biegł, ciągle gdzieś szperał, przewracał książki oraz zachowywał się bardzo nerwowo. Nawet stary dyrektor, profesor Dumbledore wcale się nie uśmiechał i unikał spojrzenia wszystkich uczniów. 
  Za tym musi się kryć jakaś tajemnica, jakaś zagadka - pomyślała w końcu Lily.
  Problem polegał jednak na tym, że niełatwo ją było z kogokolwiek wyciągnąć. Musiała dotrzeć sama do źródła tych informacji. Chociaż niekoniecznie sama, bo z najlepszą przyjaciółką.

***

  Ale najpierw musiała zająć się kolejnym nurtującym ją problemem - James. Nie wiedząc czemu, miała takie poczucie, że musi z nim porozmawiać, że musi wszystko wyjaśnić. Nie mógł się długo na nią gniewać, chociaż w ogóle tego nie okazywał. 
  Spotkała go w sobotę z samego ranka, gdy szykując się na śniadanie, zbiegała po schodach na błonia i nagle natchnęła się na chłopaka.
  - James, musimy porozmawiać. - powiedziała jednym tchem. Zrobiła to szybko, jakby bała się, że potem nie starczy jej odwagi. Ale dlaczego? 
  - Evans? TY chcesz ze mną porozmawiać? - zapytał zdziwiony James.
  To było dziwne. Lily nigdy nie chciała rozmawiać z Jamesem.
  - Tak - odpowiedziała i westchnęła.
  Po chwili milczenia dodała:
  - Czemu się obraziłeś?
  James był trochę zmieszany, raz popatrzył w ziemię, to znów na Lily.
  - Po prostu nie lubię tego człowieka - odparł krótko.
  - I tylko DLATEGO?
  - Tak - odpowiedział z przekonaniem.
  - To czemu akurat WTEDY na niego napadłeś? - zapytała podejrzliwie dziewczyna.
  Znów zapadło milczenie, jednak James chciał ukryć prawdziwe powody jego gniewu.
  - Nie ważne - miał zamiar się oddalić, ale Lily go powstrzymała.
  - No, poczekaj! - zawołała, jakby go nagle polubiła i stanęła obok niego - A obraziłeś się w ogóle?
  - Nie - odpowiedział szybko James - Jakbym się mógł obrazić na ciebie? Przecież ten frajer wszystko zniszczył.
  Lily wiedziała, że niestety, chłopak jednak nie przestanie być taki arogancki.
  - Znowu zaczynasz? - odparła trochę z niechęcią.
  - Ja tylko stwierdzam fakty - uśmiechnął się do niej i zniknął za rogiem korytarza. Lily, chcąc czy nie chcąc, nagle również się uśmiechnęła i nawet zaczęła się śmiać.

*** 

  - Nadszedł czas w końcu odkryć tą zagadkę - powiedziała Lily do przyjaciółki w Pokoju Wspólnym, gdzie razem rozmawiały o dziwnym zachowaniu nauczycieli. Jednak to odbiło się również na uczniach - Laura nie odzywała się do nikogo, a Bella miała częste napady płaczu, lecz i również śmiechu. Obie dziewczyny, zapytane o powody ich nieśmiałości, rozpaczy i obsesyjnej wesołości przez przyjaciółki, zawsze odpowiadały, że absolutnie im nic nie jest. Żyły tylko w tym stwierdzeniu - Lily i Angelika po prostu za bardzo się czepiają. Nie były na nie złe, lecz nie mogły je zrozumieć. Tak samo to działało na odwrót. Z kolei Lily i Angelika miały problem zinterpretować właściwie zachowanie Laury i Belli.
  Więc nie pozostawało im nic innego, jak działać. Wiedziały, że możliwe, że po zapytaniu się jakiegoś nauczyciela o powody ich rozdrażnienia, któryś w końcu ulegnie i odpowie. 
  Nie wiedziały, że to będzie takie trudne. 
  Z początku obie postanowiły przeczytać w bibliotece dużo porad o dziwnym zachowaniu czarodziei oraz przyczyny tego zachowania. Wzięły więc do ręki duży tom z napisem "Współczesne choroby czarodziei i ich przyczyny" oraz "Rozdrażnienie u magicznych osób", które podała im pani Pince. 
  Czytały te książki, a właściwie księgi przez prawie trzy godziny, aż nagle obie powiedziały sobie, że już dość. 
  Gdy miały już wyjść z biblioteki, wtedy Lily natknęła się na rozbity flakonik na podłodze.
  - Angelika, to jakiś eliksir - rozpoznała od razu, że to jakaś mikstura, gdy wzięła buteleczkę do ręki. Skądś pamiętała jej zapach oraz wygląd. Najprawdopodobniej z lekcji eliksirów i wykładów profesora Slughorna.
  Nie wiedziała jeszcze wtedy, że właśnie natrafiła na jeden ze śladów tej tajemnicy.
  - Ale... co to za eliksir? - zapytała podejrzliwie Angelika.
  Dziewczyny nie wiedziały, jaki gatunek mikstury to może być. Dlatego Lily schowała ostrożnie pękniętą buteleczkę do torby, mając nadzieję, że kiedyś tajemnica się wyjawi. Nie przypuszczała jednak, że stanie się to w aż tak zły sposób.

*** 

  Eliksir długo leżał w torbie Lily. Z czasem przeniósł się także do jej kufra w dormitorium. Minął cały listopad, a dziewczyny w ogóle nie rozwiązały tej dręczącej zagadki. Nauczyciele i uczniowie w zamku zachowywały się jeszcze dziwniej niż przedtem. Tym razem jednak przyjaciółki już się przyzwyczaiły - ale jednak wiedziały, że ani trochę to nie jest normalnie. To przestało to być takie dyskretne i trochę ciche, każdy już wiedział, że w zamku panuje jakaś zagadka. 
  Listopad zaczął ustępować miejsca grudniowi. Nie było już na drzewach liści, lecz połowa Hogwartu nie chciała zimy, lecz przynajmniej po niej nastąpi wreszcie wiosna. Zamek był trochę smutny i markotny, już nic nie było takie, jak na początku roku. Lily wiedziała, że czas coś zmienić. 
  Chciała jakoś znów porozmawiać z Jamesem. Nie wiedzieć czemu, miała ochotę porozmawiać z którymś z przyjaciół. A właściwie poznać kogoś i się zaprzyjaźnić. 
  Lecz nie można nigdy na siłę szukać znajomych. Lily przekonała się o tym, dopiero później. Tak, można z kimś porozmawiać, uśmiechnąć się do niego, lecz trzeba pamiętać, że zaufanie to bardzo ważna rzecz. To jedna z najważniejszych rzeczy w przyjaźni. Jeśli przyjaciel okłamał cię wiele razy - to znak, że najprawdopodobniej nigdy nim nie był. 
  Tak się stało, gdy Lily próbowała się zaprzyjaźnić z Paulą Parkinson, przyjaciółką Severusa. Najpierw wyglądała na całkiem miłą, czarnowłosą dziewczynę, nie do końca ładną ani potulną, która pochodziła ze Slytherinu. Dopiero później Lily zrozumiała, że jest prawdziwym potworem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz