Budzik gwałtownie zadzwonił. Była szósta rano.
To jest wreszcie pierwszy dzień w Hogwarcie dla Lily. Dziewczyna musiała naprawdę mieć parę dni, aby to, że jest czarodziejką do niej dotarło i żeby sobie wszystko poukładała.
Zaspana otworzyła oczy i wyłączyła budzik. Wzięła do ręki pamiętnik i zapisała w nim następną, drugą notatkę, już na trzeciej stronie swojego dziennika:
"Drogi pamiętniku,
Dziś nareszcie mój pierwszy dzień w Hogwarcie... I moja pierwsza lekcja!
Mam nadzieję, że dobrze mi wyjdzie w nowej szkole i, że wszystko będzie dobrze. Będę na pewno siedzieć z Angeliką, a może z Jamesem się wszystko poukłada?
Lily"
Notatka była bardzo krótka, ponieważ nie było czasu, aby dłużej pisać. Nie mogła spóźnić się na pierwszą lekcję.
Rozsunęła kotary przy łóżku i z uśmiechem spojrzała na dormitorium. Inne dziewczyny wstały później od niej, ale gdy zbierała swoje rzeczy, aby pójść pod prysznic, większość z nich się obudziła. Była to jej przyjaciółka, Angelika.
- Lily - powiedziała do niej zmęczona jeszcze Angelika.
- Tak?
- Po tobie rezerwuję łazienkę.
- Okej - zaśmiała się Lily i zniknęła za drzwiami łazienki.
Przez następne piętnaście-dwadzieścia minut była pod prysznicem, ubrała się, umyła zęby oraz wyczesała włosy. Musiała robić to naprawdę szybko. Inne dziewczyny w końcu też muszą się wyszykować.
- Lily, wyglądasz jak prawdziwa Gryfonka! - zawołała uradowana Angelika chwaląc szaty Lily z barwami Gryffindoru. Po chwili ona też poszła do łazienki.
Tymczasem Bella szykowała się, aby też skorzystać z prysznica, a Laura pakowała do torby potrzebne rzeczy na pierwszą lekcję.
Lily zaglądnęła do planu. Jako pierwsze czekały ich eliksiry. Spakowała więc kociołek, książki i rzeczy potrzebne na inne przedmioty, po czym zajęła się pakowaniem przedmiotów przyjaciółki.
- O, dzięki, Lily - ucieszyła się Angelika z pomocy przyjaciółki, jak wyszła z łazienki.
- Nie ma za co, wyglądasz bardzo ładnie - odpowiedziała Lily patrząc się na czarno-czerwony strój koleżanki.
- Dzięki, chodźmy na śniadanie.
Lily i Angelika zaraz ruszyły po marmurowych schodach do Wielkiej Sali. Nie mogły się doczekać swoich pierwszych lekcji, w końcu to był pierwszy rok i do tego pierwszy dzień szkoły. Zasiadły przy stole Gryfonów i zaraz zaczęły nakładać sobie naleśniki i truskawkowe babeczki.
- Myślisz, że ten dzień dobrze wypadnie? - zapytała się Angelika - Wiesz... ja się stresuję... bardzo.
- Na pewno będzie wszystko dobrze. Przecież w tej szkole każdy może myśleć tak samo...
- Czy ja wiem?
Zdawało się, że Angelika myśli, że nikt nie polubi jej tak bardzo w nowej szkole. Nie wiadomo czemu, miała już przyjaciółki, z którymi dogadywała się na razie na tyle dobrze, że można byłoby mieszkać razem w pokoju bez kłótni i wrzasków.
- Słuchaj... - powiedziała Angelika - Myślę, że Vanessa Sceroog zna tą szkołę na tyle dobrze, aby myśleć, że ona w pewnym stopniu może być bardziej lubiana.
- Jaka Vanessa? - Lily nie zrozumiała przyjaciółki.
- Nie wiesz? Ta rodzina zawsze trafiała do Slytherinu, ma w sumie siedem starszych - równie wrednych - sióstr, które na pewno jej wszystko opowiedziały. Nie ma po co się stresować.
- Nie martw się... na pewno nie będzie aż tak źle.
W tej chwili sama chciała chyba odwołać ostatnie zdanie. Nagle do Wielkiej Sali wpadł James i oczywiście usiadł obok Lily. Nie wiadomo czemu, ale Angelika zalała się śmiechem i od razu poprawił jej się humor. Dla Lily wcale to nie było takie śmieszne.
- Cześć, Evans - powiedział do niej James, jak zwykle po nazwisku - Jak tam u ciebie?
- Słuchaj... - odpowiedziała zdystansowana Lily - Dzięki ci za to, co dla mnie wczoraj zrobiłeś, ale...
- Ale co?
- Jestem już na śniadaniu z Angeliką.
Lily myślała, że jak oznajmi, że woli spędzić czas z przyjaciółką, nachalny James w końcu da jej spokój. Myliła się.
- Evans... No, okej, ale jutro idziesz ZE MNĄ na śniadanie, albo nie... dzisiaj na kolację.
- Nie, Potter! - wykrzyknęła zdenerwowana Lily - Nie chcę zawierać jak na razie nowych znajomości!
- Szkoda, bo nowi znajomi mogą być najlepszymi przyjaciółmi, jakich spotkasz.
Lily była na tyle wściekła i na tyle miała dość Jamesa, że wzięła babeczkę z truskawką z talerza i wraz z nią wyszła z Wielkiej Sali. Chwilę później dołączyła do niej Angelika.
- Lily... nie wychodź - mówiła nadal rozradowana przyjaciółka - Szkoda nerwów...
- Angelika, przestań! I co cię tak śmieszy?!
- Ja przepraszam Lily... Ale tak jakoś... James nadaje się na twojego chłopaka.
- CO?! - teraz Lily nie przewładnęła złość, ale wyraz wielkiego zaskoczenia.
Przez chwilę nie mogła nic powiedzieć, ale na szczęście potem odzyskała mowę.
- Angelika, coś ty! - zaśmiała się, jednak robiła to nie dlatego, żeby udawać, że się nic nie stało, tylko dlatego, aby jak najszybciej uciec od tematu - James i ja? Angelika...
- No, tylko tak powiedziałam...
- Mamy ładną dzisiaj pogodę, co nie? - to była dziwna reakcja. To nie znaczyło, że dziewczyny nie miały o czym gadać, tylko, że Lily po prostu nie chciała rozmawiać o Jamesie.
Poszły pod salę eliksirów. Właśnie miała się dla pierwszorocznych zacząć pierwsza lekcja w Hogwarcie. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, oczywiście na swój sposób - jedni byli szczęśliwi, drudzy zestresowani.
Usiedli w klasie i zajęli ławki. Niestety... Lily musiała siedzieć wraz z Angeliką, Syriuszem i... Jamesem. To był dla Lily prawdziwy szok, prawdziwy koszmar. Zastanawiała się, jak długo ten chłopak będzie ją jeszcze dręczył.
- Cześć - powiedział znowu James, lecz Lily go zignorowała. Jednak słyszała ciche rozmowy o niej między Syriuszem a nim, lecz również udawała, że ją to nie interesuje.
Właśnie miała zacząć się pierwsza lekcja. Spostrzegli, że nauczyciel wszedł do klasy. Był nim gruby, mały profesor, trochę starszy, miał na sobie brązowy garnitur i zieloną pelerynę. Lily rozpoznała w nim właśnie Horacego, na którego powiedziała tak profesor McGonagall.
- Witam - przywitał się profesor - Nazywam się Horacy Slughorn i będę was uczył eliksirów. Mam nadzieję, że ten przedmiot wam się spodoba, a teraz proszę wyciągnąć wasze kociołki.
Lily i reszta wyciągnęli cynowe kociołki, które parę dni temu kupili na Pokątnej.
- Dobrze. Powiem wam, jakie jest znaczenie eliksirów w tej klasie - wtedy wszyscy obrócili się i ujrzeli różnobarwne kociołki, a w nich kolorowe substancje. Znajdowały się na końcu klasy - A potem uwarzymy coś wspólnie pod koniec lekcji.
Profesor Slughorn przechodził przez klasę i opowiadał, jakie są nazwy danych eliksirów. Powiedział o Eliksirze Wielosokowym, Eliksirze Miłosnym, Veritasem, Felix Felicis, skończąc na Wywarze Żywej Śmierci, który - jak powiedział - będą się uczyć warzyć dopiero w szóstej klasie.
Jednak Lily mogła skupić się na lekcji, mimo nieustannego przeszkadzania Jamesa.
- James, cicho! - syknęła w końcu Angelika, która już nie mogła go dłużej znieść.
James nie chciał się najpierw zamknąć, ale widząc, że Lily go całkowicie ignoruje, nie postawił na swoim i przestał się odzywać.
- A teraz do dzieła! - wykrzyknął Slughorn - Sporządźcie dla mnie eliksir, który macie na stronie 5 w waszym podręczniku.
Lily i inni uczniowie podlecieli do szafki i wzięli szybko składniki. Gryfonka starała się szybko i zręcznie przygotować eliksir na czas, ponieważ zostało im tylko dwadzieścia minut lekcji. Otworzyła niemal natychmiast podręcznik i zaczęła czytać zadanie. Wszystko wydawało jej się jakieś łatwe, mimo że wcześniej nigdy nie widziała tej receptury ani nawet nie zaglądała do podręczników, co było oczywiste - pochodziła w końcu z rodziny mugoli.
Męcząca była trochę ta lekcja, ich pierwszy eliksir i pierwsze magiczne doświadczenie. Wielu uczniów przez ten czas mieszało gorliwie w kociołku, jednak nadal nie otrzymywali właściwego rezultatu. Dla Lily wcale nie było to takie trudne. Nawet nie było to zaskoczeniem, gdy szybko już skończyła eliksir, a ten przybrał bladoróżowy kolor.
Slughorn szedł po klasie i sprawdzał eliksiry wszystkich uczniów. W końcu zatrzymał się przy ławce Lily, Angeliki, Jamesa i Syriusza. Jednak eliksir Syriusza był czarny, Jamesa niebieski, a Angeliki - choć najbliżej z całej trójki była do uzyskania poprawnego wywaru - nadal nie był właściwy, ponieważ kolor był czerwony.
Kiedy profesor zatrzymał się przy kociołku Lily, uśmiechnął się i widać było, że jednak odzyskał ponowną wiarę w tą klasę pierwszoroczniaków.
- Panno Evans, udało ci się! - wykrzyknął uradowany - Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
Lily się bardzo ucieszyła, jednak James musiał to skomentować:
- Dzięki, Evans, dzięki tobie zdobyliśmy pierwsze punkty...
- Och, cicho siedź! - odezwała się chłodno Lily, ponieważ przeszkadzał jej całą lekcję.
Mimo to nie przestała myśleć o pierwszym sukcesie nauki w Hogwarcie oraz o tym, że James ją pochwalił.
W końcu zdyszani i zmęczeni uczniowie wyszli z klasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz