wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział I "Ten pamiętny dzień"

Lily zawsze dobrze wspominała ten dzień. Wiązał jej się z przygotowaniem do najpiękniejszych siedmiu lat w jej życiu. Wcześniej nigdy nie myślała, że coś takiego kiedykolwiek się wydarzy. Zawsze interesowała się książkami, a najbardziej tymi fantastycznymi, opowiadającymi o magii. Dobrze się uczyła, miała naprawdę dobre relacje ze swoimi rodzicami, ale jednak coś w jej życiu było nie tak. Jej siostra, Petunia nienawidziła jej. W sumie nie ona jedyna była świadkiem, że czasem, gdy Lily się wścieknie albo zacznie być smutna, coś potajemnie znika albo się pojawia. Często Petunia zaczynała ją obrażać i kłócić się z nią, bo - jej zdaniem - rodzice faworyzowali niemal zawsze Lily, ale w rzeczywistości tak nie było. Lecz z tego wymyślonego powodu w głowie Petunii, bardzo często kłóciła się z Lily. Skończyło się prawie zawsze na tym, że Lily się wściekła albo zasmuciła i w ten sposób Petunii przydarzały się dziwne rzeczy, lecz to nie była wina Lily. Tylko jej czarów, nad którymi nie mogła zapanować, zanim nie zacznie chodzić do Hogwartu. Jej rodzice byli mugolami, więc jak mogli jej powiedzieć, żeby spróbowała zapanować nad swoimi umiejętnościami?
Nie mogli. Niestety.
Ale wróćmy do tego zapamiętanego dnia...

Lily właśnie siedziała przy stole ze swoją siostrą Petunią. Miała wtedy dziesięć lat i nie można było ukryć, że właśnie w tym czasie, jej wredna siostra najbardziej uprzykrzała jej życie. Nagle mama Lily wstała od stołu, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Jednak, gdy otworzyła je, nikogo tam nie było, na wycieraczce leżał tylko jeden, tajemniczy list. Jej mama doskonale wiedziała, co to znaczy. Ucieszyła się. Uszczęśliwiona wpadła do kuchni i od razu chciała powiadomić o wszystkim Lily.
- Lily! Dostałaś list z Hogwartu! - zawołała i wręczyła od razu list swojej córce.
Lily już długo wiedziała co do Hogwart oraz, że gdzieś tam na świecie żyją czarodzieje. Zupełnie jednak nigdy nie przepuszczała, że ona też jest czarodziejką. Był to dla niej ogromny szok i oczywiście wielkie szczęście, które nigdy nie zostało wymazane z jej pamięci. Jednak nie mogła opanować emocji i nagle zemdlała.
Obudziła się na łóżku w swoim pokoju. Odzyskała przytomność dopiero po paru minutach, ale nic już więcej jej nie było. Rozejrzała się wokół po swoim pokoju i wszystkich normalnie poznała. Nad nią, na łóżku siedziała mama, próbując ją obudzić.
- Mamo... czy to prawda? - zapytała, powracając do zdarzenia, o którym się dowiedziała przed chwilą.
- Tak, to prawda. Naprawdę jedziesz do Hogwartu - oznajmiła z uśmiechem jej mama, gdy w oczach Lily dostrzegła prawdziwe szczęście.
- Ja nie mogę w to uwierzyć! Zawsze chciałam być czarodziejką, ale nigdy nie myślałam, że to kiedyś nastąpi... Mamo, kiedy mam być w Hogwardzie?
- Oczywiście już jutro.
To była naprawdę krótka odpowiedź, ale dla Lily to znaczyło, że już teraz trzeba wstawać i się przygotowywać do wyjazdu. Nie mogła na nic czekać. Złapała od razu swoją różową walizkę i z pośpiechem wyciągała wszystkie rzeczy z szafy, nie zważając na to, aby zrobić jakoś listę i tym bardziej, że jej mam nadal znajduje się w pokoju.
- Niestety sowa się trochę spóźniła... - wyjaśniła jej mama ten fakt, że list dotarł aż tak późno - Spóźniła się nawet nie trochę, lecz długo, bo aż o cały miesiąc. Ale liczy się to, że dotarła. Niestety przez tego czarnoksiężnika wszystkie sowy często umierają.
Lily popatrzyła się na nią przeszywającym, ciekawym spojrzeniem. Jej mama chyba zdała sobie sprawę, że powiedziała coś nie tak.
- Ale ja cię już zostawiam, musisz się spakować - dodała szybko i uciekła z pokoju. Lily zdecydowała się po paru nieudanych próbach w końcu zbagatelizować sytuację z sowami i liczyć na to, że wszystkiego dowie się w Hogwarcie.
Niestety jednak w jej głowie pojawił się kolejny problem. Nie wiedziała co jest nie tak, ale za nic nie mogła się spakować. Co chwila ktoś właził do jej pokoju! Tym razem oczywiście była to jej znienawidziona siostra.
- I co? Dostałaś list z Hogwartu co nie? - zakpiła sobie z niej Petunia.
- Tak, dostałam... Ale Petunia, co ty ode mnie chcesz? - zaczęła bronić się Lily.
- To chcę, abyś w końcu przestała niszczyć mi życie i żeby nasi rodzice przestali cię faworyzować - kontynuowała swą wypowiedź. Lily nie chciała na to zwracać uwagę, więc cały czas była pochylona nad swoją walizką, a oczy miała skierowane w stronę ubrań do Hogwartu. Jednak Petunia nie przestała jej grozić - Zobaczysz jeszcze. Któregoś dnia rozpłyniesz się w powietrze.
To nie robiło już na Lily dużego wrażenia, była do tego przyzwyczajona.
Pakowała więc powoli wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy - ubrania, kosmetyki, książki (ale te poza magicznym światem), swój pamiętnik oraz inne rzeczy, które były potrzebne jej przez ten cały rok - gdy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę jeszcze nie przeczytała tego listu. Kiedy miała go po raz pierwszy w rękach, nie zdążyła go nawet otworzyć, gdyż prawie natychmiast zemdlała. Więc teraz z biciem serca otworzyła go, aby przeczytać. Adresatem listu była profesor Minerwa McGonagall, zastępczyni dyrektora Hogwartu. Napisała jakie książki, ubrania, różdżki oraz kociołki są potrzebne każdemu uczniowi na pierwszy rok w szkole magii i czarodziejstwa.
Lily czytała list z przejęciem. Była naprawdę podekscytowana tym całym zdarzeniem, ale skąd ona weźmie te wszystkie rzeczy? Przecież na liście wyraźnie było napisane, że do szkoły potrzebne im są trzy komplety szat dziennych, jedna szpiczasta tiara, różdżka i jeden średni cynowy kociołek, już nie wspomnąć o książkach... Lily bała się, że nie kupi tych wszystkich rzeczy. Co ona ma teraz zrobić?
Kiedy tak myślała o swoich problemach na temat nie zakupionych wcześniej rzeczy z kuchni dobiegł głos jej mamy:
- Lily, idziemy na Pokątną!
No właśnie! Jak mogła o niej zapomnieć! To była właśnie ta ulica, gdzie można kupić dużo czarodziejskich rzeczy. Jak była mała jej tata opowiadał jej o niej.
Zbiegła więc szybko po schodach i zdecydowała się jak najszybciej opuścić dom i jechać do Hogwartu. Jeszcze dziś. Na szczęście był ranek, dopiero dziewiąta rano, a pociąg odjeżdża dopiero o jedenastej. Miała więc sporo czasu na zakupy.
Zeszła na dół i wyszła wraz z rodzicami i siostrą (która niechętnie z nią poszła) z domu, aby iść na zatłoczone ulice Londynu, po czym wejść do tajemniczego, ciasnego i naprawdę małego pubu i zacząć zakupy na Ulicy Pokątnej.

3 komentarze:

  1. Fajne super ale radze ci Znaleźć jakąś "Bete”

    OdpowiedzUsuń
  2. No witam :D

    1. Na początku sama zaznaczyłaś, że rodzice Lily są mugolami, czyli logiczne jest, że nie wiedzą praktycznie nic o świecie magii. Natomiast u Ciebie? Tata opowiadał Lily o Pokątnej, jak była mała. Jej mama również wie dużo o świecie magii. Nie klei się. Na samym początku... brak logiki.
    2. Estetyka: Dużo ładniej wyglądałoby, gdybyś wyjustowała tekst i zrobiła akapity ;) Mogłabyś pobrać też jakiś fajny szablon. Wygląd zachęca czytelnika do pozostania na blogu :D
    3. Błędy. Po pierwsze i najważniejsze: "Hogwarcie", a nie "Hogwardzie". Oprócz tego widziałam kilka innych błędów, ale musiałabym się bardziej zagłębić w tekst, żeby je wyłapać.

    Mimo wszystko czekam na kolejny rozdział :D
    I mam nadzieję, że nie przyjęłaś mojego komentarza, jako hejt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki, że powiedziałaś mi, gdzie popełniłam błędy, będę wiedziała na następny raz ;)
      Jeśli chodzi o to, że rodzice Lily wiedzieli trochę o świecie magii, to sama dodałam trochę ten fragment, ponieważ w moim opowiadaniu moim zdaniem nie musi być wszystko dokładnie tak jak w książce ;) (Czytałam niektóre blogi właśnie o Jily i również tam pisano, że blogerki czasami piszą inaczej niż jest w książce)
      Ale postaram się trzymać, tak jak jest w książce ;)

      Usuń