wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział XII "Daleko od rodziny"

  Wyszło na to, że spotkanie w pewnym sensie się udało, lecz w pewnym było jednym niewypałem. Lily i Severus nie porozumiewali się najgorzej, jednak James o wszystkim się dowiedział i nie przyjął tą wiadomość najlepiej. Dlaczego? Przecież Lily mogła spotykać się, po przyjacielsku, zarówno z Severusem, jak i z Jamesem. Jednak on tego nie rozumiał. Nie ulegało wątpliwości, że zakochał się w Lily. I to na dobre. Darzył ją tym ciepłym uczuciem od ponad dwóch miesięcy, jednak to było za mało, żeby Lily mogła zwrócić na niego uwagę. Za mało czasu i okazji, aby lepiej się zapoznać.
  Właśnie dlatego, wczorajsze spotkanie bardzo dobrze nie wyszło. Według Lily wypadło na całkiem mocną tróję. James, który nie był zbyt delikatny ani wrażliwy, jak na 11-latka, wpadł po prostu w szał, gdy dowiedział się o tym, że znienawidzony przez niego wróg spotyka się z jego ukochaną. Raczył obrzucić "parę" przyjaciół nienawistnym spojrzeniem, w szczególności Severusa, a potem, podejść i powiedzieć coś obraźliwego.
  - Śmiecierusie, zakochałeś się? - zaśmiał się James razem z przyjaciółmi.
  Blady chłopiec o smutnym spojrzeniu i ciemnych włosach nawet się nie odezwał.
  - Bo wiesz... Nie jestem przekonany, żeby taka piękność odwzajemniła te uczucie - kontynuował dalej chłopak.
  Tym razem, podszedł do Severusa i kopnął go w kolano.
  - Zostaw go! - wykrzyknęła nagle oburzona Lily i podeszła do Jamesa.
  - Evans, nie radzę ci bronić frajerów. To nic nie zdziała - odrzekł i uśmiechnął się ironicznie. Był na nią zły. Ale to nie była jej wina, nawet w jednym stopniu.
 Zapadła chwila milczenia. Długiego.
 - Jesteś okropny - rzuciła mu Lily prosto w oczy i razem z Severusem udali się na spacer.
 Pozostawili tylko zdziwionych kolegów Jamesa oraz jego, ale nie wiadomo w jakim był nastroju - Lily nie raczyła nawet na niego spojrzeć

 ***

 - Angela, czemu nigdy mi się nic nie udaje?! - wykrzyknęła następnego dnia Lily waląc poduszką o ścianę. - To niesprawiedliwe!
 Ona i jej przyjaciółka siedziały na łóżkach w dormitorium w przerwie między lekcjami. Angelika cierpliwie wysłuchiwała narzekań przyjaciółki - według niej, James się bardzo zmienił. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, co powiedziała. Kiedyś go lubiła. Nie zmieniała zdania, że Lily i chłopak pasowaliby bardzo do siebie. 
 - Nie przejmuj się, przejdzie mu - pocieszała przyjaciółkę.
 - Ale dlaczego, nie mogę najnormalniej w świecie wybrać się na spacer z przyjacielem?! Przecież nawet, gdyby Severus się we mnie zakochał, nie miałby na to w ogóle nic do gadania! 
 - Wiem, wiem. Ale ty wiesz, że chłopaki takie są.
 - Niestety.
 - Poczekaj, zaraz wracam. - Angela szybko wstała z łóżka i udała się w stronę łazienki.
  Lily zaobserwowała, że robi już tak kilka razy. Cały czas gdzieś wychodzi. Dziewczyna przyłożyła głowę do drzwi i nagle usłyszała szloch. Nie ulegało wątpliwości, że przyjaciółka płacze.
 - Angela, co się stało? - zaniepokoiła się Lily.
 Z tego względu, że były same, przyjaciółka otworzyła drzwi.
 - Po prostu... - wydusiła ledwo z siebie, ale się zawahała. Nie miała już siły mówić i usiadła z płaczem na łóżku.
 - O co chodzi? - Lily usiadła obok niej i gładziła ją po włosach.
 Angela westchnęła i zaczęła opowiadać całą historię.
 - Bo moja mama jest w szpitalu - powiedziała z wielkim smutkiem i zakryła twarz dłońmi.
 - Ale dlaczego?
 Lily bardzo się martwiła. Angelika wstała, poprawiła sobie swoje blond włosy i podeszła do łóżka przyjaciółki.
 - Miała wypadek. Bardzo martwię się o nią. Niestety nie jest w stanie odpisać mi na ani jeden list.
 W oczach dziewczyny coraz bardziej pełno było łez. Usiadła na łóżku i przytuliła się mocno do swojej przyjaciółki. 
 W takich chwilach potrzebowała wsparcia i pomocy, pomocy najlepszych przyjaciół. Miała szczęście, że Lily potrafiła ją pocieszyć.

*** 

 Lily z bólem serca udała się na pocztę. Był jesienny, listopadowy dzień, już słońce chyliło się ku zachodowi, liście spadały z drzew na błoniach, a ona szła z listem w jednej dłoni, a z parasolką w drugiej. Nigdy nie wiadomo, czy aby na pewno się nie rozpada. 
  Kierowała się w stronę poczty, chciała wysłać list swojej rodzinie. Szkoda tylko, że jej siostra Petunia pewnie nawet nie przeczyta tego listu. Szkoda, bo pewnie by się ucieszyła, gdyby chociaż odrobinę jeszcze kochała Lily i zależałoby jej na niej.


"Droga rodzino,

  Piszę ten list, przede wszystkim dlatego, że mocno Was kocham i za Wami tęsknię. W Hogwarcie bardzo często wspominam nasze wspólne wieczory, poranki oraz wycieczki, w których zawsze byliście blisko mnie. Mam nadzieję, że wszyscy - co do wyjątku - przeczytacie ten list, bo naprawdę mi na tym zależy. 
  Bardzo często czuję się samotna, mimo że mam koło siebie najbliższą i najlepszą przyjaciółkę jaką kiedykolwiek miałam - Angelikę. Myślę, że kiedyś ją poznacie i naprawdę Wam się spodoba. 
  Nie pisałam jeszcze w tym roku do Was. Może dlatego, że nie wiedziałam jak ująć to w słowa, że mi Was tak bardzo brakuje? Nie wiem, ale chcę, abyście wiedzieli, że codziennie myślę o Was i pamiętam nasze wspólne chwile. 
  A teraz trochę słów do Petunii, mam nadzieję, że mnie nie nienawidzisz i nadal mnie dobrze wspominasz. Myślę, że nie obraziłaś się za to, że tylko ja pojechałam do Hogwartu? Mam nadzieję, że nie. Ja Ciebie bardzo kocham, mam nadzieję, że ty też odpiszesz na list.

Lily"

  Dziewczyna przywiązała list do nóżki jednej z płomykówek, która niemal natychmiast pofrunęła. Lily cieszyła się, że przynajmniej tak może kontaktować się z rodziną, jednak było jej bardzo smutno. James, problem Angeliki, Severus, z dala od rodziny - te kłopoty ją przerażały, miała już dość. 
  Tak dawno nie widziała na oczy swoich rodziców. Przez dwa miesiące. Zostały jej tylko koleżanki. Bo kto więcej? Nie mam jej kto wesprzeć, nie ma kto przytulić ani pocieszyć w potrzebie. 
  Zaczęła coraz intensywniej tęsknić, oparła głowę o kamienną ścianę i usiadła na zimnej podłodze. Deszcz lał tym razem już delikatnymi strumieniami i strugami spływał po schodach. Po oczach Lily zaczęła tak samo spływać łzy i dziewczyna zaniosła się płaczem. Wiedziała, że nikt jej tu nie znajdzie i wreszcie może pobyć sama. Mogła wypłakać swoje żale i wyżalić się tym, że tak bardzo tęskni. 


  ***

  Następnego dnia, gdy się obudziła w swoim dormitorium, pierwsze co postanowiła to to, że nie może się aż tak zamartwiać. Trzeba działać!
  Lily nie była z natury taką dziewczyną, co w kółko płacze, myśli o najgorszym. Chciała żyć pełnią życia - wiedziała, że to jest bardzo ważne. Mimo że nadal jej było trochę źle, ubrała się z pośpiechem i postanowiła wyjść z przyjaciółką na śniadanie. Angelika była dość markotna od owego czasu, gdy dowiedziała się, że jej mama miała wypadek. Cały czas się o nią martwiła i upewniała się, czy jej nic nie jest ani, czy się nie stało nic poważnego. 
  Lily postanowiła w końcu ją pocieszyć. 
  - Angela, nie martw się tyle - powiedziała z uśmiechem. - Na pewno będzie wszystko dobrze, uwierz mi.
  Angelika nie odpowiadała. Nie chciała chyba nawet rozmawiać na ten temat.
  - Będę cię wspierać, trzeba iść naprzód, naprawdę. Musimy wierzyć, że przecież mama za niedługo opuści szpital.
  - Czy ja wiem? Ja się boję, że jej się coś stanie...
 - Angela... - Lily spojrzała w oczy swojej przyjaciółce. Chciała coś zrobić, żeby przestała źle myśleć. 
  W tej chwili jednak trzeba było udać się na lekcje. 
  Dziewczyny poszły korytarzem, po marmurowych schodach i udały się na eliksiry. Profesor Slughorn w tym owym dniu dużo wymagał od uczniów. Kazał im przygotować na dzisiejszej lekcji aż trzy wywary. Tylko nielicznym się to udało, reszta miała gorsze oceny. Jednak Lily należała do tych lepszych osób z eliksirów. Lubiła ten przedmiot, a profesor zawsze mówił, że zna się na jego przedmiocie w naprawdę dużym stopniu. 
  Jednak nie ulegało wątpliwości, że wszyscy nauczyciele zachowywali się jakoś bardzo dziwnie. Gdy tylko profesor McGonagall szła korytarzem, nie odpowiadała na "Dzień dobry", ani na żadne pytania, nawet te najistotniejsze. Wcześniej dałaby wiele, aby taka duża ilość uczniów pytała ją o lekcje transmutacji oraz jej założenia. Z kolei profesor Flitwick bardzo szybko biegł, ciągle gdzieś szperał, przewracał książki oraz zachowywał się bardzo nerwowo. Nawet stary dyrektor, profesor Dumbledore wcale się nie uśmiechał i unikał spojrzenia wszystkich uczniów. 
  Za tym musi się kryć jakaś tajemnica, jakaś zagadka - pomyślała w końcu Lily.
  Problem polegał jednak na tym, że niełatwo ją było z kogokolwiek wyciągnąć. Musiała dotrzeć sama do źródła tych informacji. Chociaż niekoniecznie sama, bo z najlepszą przyjaciółką.

***

  Ale najpierw musiała zająć się kolejnym nurtującym ją problemem - James. Nie wiedząc czemu, miała takie poczucie, że musi z nim porozmawiać, że musi wszystko wyjaśnić. Nie mógł się długo na nią gniewać, chociaż w ogóle tego nie okazywał. 
  Spotkała go w sobotę z samego ranka, gdy szykując się na śniadanie, zbiegała po schodach na błonia i nagle natchnęła się na chłopaka.
  - James, musimy porozmawiać. - powiedziała jednym tchem. Zrobiła to szybko, jakby bała się, że potem nie starczy jej odwagi. Ale dlaczego? 
  - Evans? TY chcesz ze mną porozmawiać? - zapytał zdziwiony James.
  To było dziwne. Lily nigdy nie chciała rozmawiać z Jamesem.
  - Tak - odpowiedziała i westchnęła.
  Po chwili milczenia dodała:
  - Czemu się obraziłeś?
  James był trochę zmieszany, raz popatrzył w ziemię, to znów na Lily.
  - Po prostu nie lubię tego człowieka - odparł krótko.
  - I tylko DLATEGO?
  - Tak - odpowiedział z przekonaniem.
  - To czemu akurat WTEDY na niego napadłeś? - zapytała podejrzliwie dziewczyna.
  Znów zapadło milczenie, jednak James chciał ukryć prawdziwe powody jego gniewu.
  - Nie ważne - miał zamiar się oddalić, ale Lily go powstrzymała.
  - No, poczekaj! - zawołała, jakby go nagle polubiła i stanęła obok niego - A obraziłeś się w ogóle?
  - Nie - odpowiedział szybko James - Jakbym się mógł obrazić na ciebie? Przecież ten frajer wszystko zniszczył.
  Lily wiedziała, że niestety, chłopak jednak nie przestanie być taki arogancki.
  - Znowu zaczynasz? - odparła trochę z niechęcią.
  - Ja tylko stwierdzam fakty - uśmiechnął się do niej i zniknął za rogiem korytarza. Lily, chcąc czy nie chcąc, nagle również się uśmiechnęła i nawet zaczęła się śmiać.

*** 

  - Nadszedł czas w końcu odkryć tą zagadkę - powiedziała Lily do przyjaciółki w Pokoju Wspólnym, gdzie razem rozmawiały o dziwnym zachowaniu nauczycieli. Jednak to odbiło się również na uczniach - Laura nie odzywała się do nikogo, a Bella miała częste napady płaczu, lecz i również śmiechu. Obie dziewczyny, zapytane o powody ich nieśmiałości, rozpaczy i obsesyjnej wesołości przez przyjaciółki, zawsze odpowiadały, że absolutnie im nic nie jest. Żyły tylko w tym stwierdzeniu - Lily i Angelika po prostu za bardzo się czepiają. Nie były na nie złe, lecz nie mogły je zrozumieć. Tak samo to działało na odwrót. Z kolei Lily i Angelika miały problem zinterpretować właściwie zachowanie Laury i Belli.
  Więc nie pozostawało im nic innego, jak działać. Wiedziały, że możliwe, że po zapytaniu się jakiegoś nauczyciela o powody ich rozdrażnienia, któryś w końcu ulegnie i odpowie. 
  Nie wiedziały, że to będzie takie trudne. 
  Z początku obie postanowiły przeczytać w bibliotece dużo porad o dziwnym zachowaniu czarodziei oraz przyczyny tego zachowania. Wzięły więc do ręki duży tom z napisem "Współczesne choroby czarodziei i ich przyczyny" oraz "Rozdrażnienie u magicznych osób", które podała im pani Pince. 
  Czytały te książki, a właściwie księgi przez prawie trzy godziny, aż nagle obie powiedziały sobie, że już dość. 
  Gdy miały już wyjść z biblioteki, wtedy Lily natknęła się na rozbity flakonik na podłodze.
  - Angelika, to jakiś eliksir - rozpoznała od razu, że to jakaś mikstura, gdy wzięła buteleczkę do ręki. Skądś pamiętała jej zapach oraz wygląd. Najprawdopodobniej z lekcji eliksirów i wykładów profesora Slughorna.
  Nie wiedziała jeszcze wtedy, że właśnie natrafiła na jeden ze śladów tej tajemnicy.
  - Ale... co to za eliksir? - zapytała podejrzliwie Angelika.
  Dziewczyny nie wiedziały, jaki gatunek mikstury to może być. Dlatego Lily schowała ostrożnie pękniętą buteleczkę do torby, mając nadzieję, że kiedyś tajemnica się wyjawi. Nie przypuszczała jednak, że stanie się to w aż tak zły sposób.

*** 

  Eliksir długo leżał w torbie Lily. Z czasem przeniósł się także do jej kufra w dormitorium. Minął cały listopad, a dziewczyny w ogóle nie rozwiązały tej dręczącej zagadki. Nauczyciele i uczniowie w zamku zachowywały się jeszcze dziwniej niż przedtem. Tym razem jednak przyjaciółki już się przyzwyczaiły - ale jednak wiedziały, że ani trochę to nie jest normalnie. To przestało to być takie dyskretne i trochę ciche, każdy już wiedział, że w zamku panuje jakaś zagadka. 
  Listopad zaczął ustępować miejsca grudniowi. Nie było już na drzewach liści, lecz połowa Hogwartu nie chciała zimy, lecz przynajmniej po niej nastąpi wreszcie wiosna. Zamek był trochę smutny i markotny, już nic nie było takie, jak na początku roku. Lily wiedziała, że czas coś zmienić. 
  Chciała jakoś znów porozmawiać z Jamesem. Nie wiedzieć czemu, miała ochotę porozmawiać z którymś z przyjaciół. A właściwie poznać kogoś i się zaprzyjaźnić. 
  Lecz nie można nigdy na siłę szukać znajomych. Lily przekonała się o tym, dopiero później. Tak, można z kimś porozmawiać, uśmiechnąć się do niego, lecz trzeba pamiętać, że zaufanie to bardzo ważna rzecz. To jedna z najważniejszych rzeczy w przyjaźni. Jeśli przyjaciel okłamał cię wiele razy - to znak, że najprawdopodobniej nigdy nim nie był. 
  Tak się stało, gdy Lily próbowała się zaprzyjaźnić z Paulą Parkinson, przyjaciółką Severusa. Najpierw wyglądała na całkiem miłą, czarnowłosą dziewczynę, nie do końca ładną ani potulną, która pochodziła ze Slytherinu. Dopiero później Lily zrozumiała, że jest prawdziwym potworem.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział XI "Spotkanie z Severusem"

  Lily zupełnie nie wiedziała, co to miało znaczyć. Nie chciała już poruszać tematu Jamesa z przyjaciółką, ponieważ zawsze kończyło się to tym, że Angelika mówiła, że James byłby idealnym chłopakiem dla Lily.
  Oczywiście, to, że James miał zrobić tajemniczą niespodziankę swojej ukochanej, oczywiście Angelika nie mogła przemilczeć. Tym bardziej zapomnieć o tym.
  - Lily, słyszałaś?! - zawołała podekscytowana - James chce ci zrobić niespodziankę!
  - Cicho! - Lily chciała, aby przyjaciele ich nie usłyszeli - Jeszcze ktoś cię usłyszy!
  - Lily, daj spokój... Przecież już dawno wyszli.
  To było prawdą. Lecz Lily również była przejęta tym, co przed chwilą zaszło - lecz w zupełnie innym rodzaju niż Angelika - że nawet nie chciała, aby usłyszała ich nawet pani Pince. Pragnęła tylko wrócić do dormitorium.
  - Ej, Angela... - odpowiedziała wahając się. Mimo że chciała posiedzieć w bibliotece i jeszcze trochę się pouczyć - jutro czekał ich naprawdę trudny test - wiedziała, że z Angeliką byłoby to niemożliwe. Dziewczyna najprawdopodobniej cały czas gadałaby o Jamesie - Może pójdziemy już do Wieży?
  - Okej... - odpowiedziała od razu przyjaciółka. Angelika wyglądała na naprawdę szczęśliwą tego dnia. 
  Przyjaciółki pobiegły razem do Pokoju Wspólnego, a potem do dormitorium. Wyczekiwały ich tam Bella i Laura - chciały sobie zrobić małe piżama party, pogadać i zrobić bitwę na poduszki. 
  - O, hej, wreszcie jesteście! - zawołały, gdy Lily i Angelika weszły do środka. 
  Nie minęła chwila, a dziewczyny były już przebrane w piżamy i we czwórkę siedziały blisko łóżek Laury i Belli i zaczęły rozmawiać. 
  - Dziewczyny, wiecie co? - zaczęła podniecona Angelika, ale zaraz umilkła. Zwróciła się po przyjacielsku do koleżanki, nie chcąc nikogo ranić - Lily... Mogę im powiedzieć?
  Zapadła głucha cisza. Lily popatrzyła się na swoje dłonie a potem odrzekła z rozsądkiem:
  - No, pewnie - powiedziała z uśmiechem - Przecież James dla mnie nic nie znaczy...
  - Na pewno? 
  - Och, Angela, naprawdę. 
  Angelika niestety nigdy nie odeszła od tego, co zaobserwowała na początku, kiedy ta dwójka spotkała się pierwszy raz. 
  - A co się stało? - spytała Bella, nie rozumiejąc całej sytuacji.
  - No to ty nie wiesz? - zdziwiła się Laura - Cała szkoła teraz mówi, że James zakochał się w Lily.
  - Cooo?! - Lily nie mogła w to uwierzyć.
  To było bardzo dziwne. Przede wszystkim ONA absolutnie nie wiedziała o tym - oczywiście, jeśli tak jest - że cała szkoła wie, że James się w niej zakochał. 
  - Lily, ale chyba ci o tym mówiłam, prawda? - przypomniała jej Angelika.
  - No, tak. Ale ty powiedziałaś, że tak sądzisz, ja nie wiedziałam, że cała szkoła tak myśli!
  - Nie przejmuj się - odparła Laura - jak już będą mieli się czego doczepić, to na pewno nie ciebie, tylko Jamesa. Z resztą... nawet ich to nie powinno interesować ani nie powinni się z tego śmiać. Nie można się zakochać?
  Lily ta cała prawda zszokowała. 
  - Ale on tak po prostu to wszystkim powiedział? - nadal nie dowierzała.
  - Nie, na pewno nie mówił... - wtrąciła się Bella - Po prostu to widać. 
  Zapadła chwila milczenia, którą przerwała Angelika:
  - To, jak Lily, powiedzieć im?
  - Ja naprawdę nie będę zwracać uwagi na to, co on mówi, a czego nie mówi - odpowiedziała Lily zdaniem, które niewątpliwie nawiązywało do wcześniejszego tematu - Co? Och, tak, Angela, możesz mówić. 
  - No, bo... chodzi o to, że James miał zrobić Lily niespodziankę - wyjaśniła przyjaciółkom.
  Dziewczyny zareagowały bardzo szczęśliwie na tą wiadomość, lecz Lily to nie pocieszało. 
  - Jaką niespodziankę? - spytała się zaciekawiona Laura.
  - Jeszcze nie wiemy - odpowiedziała Lily - Ale dziewczyny czy to takie ważne? 
  - Myślę, że tak - odparły równocześnie Angelika i Bella. 
  - Ale czemu się aż tak uwzięłyście na tego Jamesa? A szczególnie ty Angela!
  - Ja tam go nawet lubię... A przynajmniej fajnie by było, gdybyś ty też go polubiła.
  - Angela... ja go nie polubię - odparła krótko Lily i od razu próbowała zmienić temat.
  Wzięła poduszkę, leżącą najbliżej łóżka i uderzyła nią w Angelikę. Przyjaciółka się zaśmiała i oddała Lily. 
  - Angela, przestań! - zaśmiała się, ale już nie było wyjścia. Cała czwórka zaczęła bić się poduszkami.

***
 
  Następnego dnia, już po lekcjach, Lily szła z książkami w ręku, dzisiaj wyjątkowo zabiegana i nie mająca czasu prawie na nic. Właśnie miała zacząć odrabiać, więc szybko szła przez błonia, bo właśnie skończyła się ich ostatnia lekcja - opieka nad magicznymi zwierzętami. 
  Słyszała wesoły gwar uczniów, którzy biegali i rozmawiali na świeżym powietrzu. Ona jednak, musiała iść szybko do Angeliki.
  Po głowie chodziły jej różne myśli - James; niespodzianka; Angelika, jej oczywiście, może nie złe, ale dręczące uwagi na temat tego, że powinna go polubić; lekcje... no i... racja, przecież za dwa dni miała iść na błonia z Severusem. Sama już nie wiedziała, czy powinna iść, czy raczej zostać. Nie chciała łamać obietnicy, ale jakby się na tym zastanowić - nie miała teraz aż takiej ochoty na spotkanie. 
  Idąc pędem do Angeliki - w wielu przypadkach jest tak, że najlepsze przyjaciółki spotykając się, zawsze do siebie biegną - nie zauważyła idącej obok profesor McGonagall i przez pomyłkę w nią uderzyła.
  - Lily, uważaj! - wykrzyknęła McGonagall.
  - Przepraszam, pani profesor - odpowiedziała szybko dziewczyna i zaczęła zbierać książki.
  W tej samej chwili podeszła do niej Angelika.
  - Lily, pomogę ci - powiedziała z pomocą. 
  - Angela! - zawołała Lily i przytuliła się do przyjaciółki. Profesor McGonagall bardzo zdziwiona właśnie znikała za rogiem korytarza - Tak dawno cię nie widziałam!
  - Lily! Minęła tylko jedna lekcja! 
  Obie się zaśmiały. Niestety, Angeliki nie było na ostatniej lekcji, ponieważ musiała pomóc pani Pince poukładać rozrzucone przez nie książki - dziewczyny miały taki nawyk. 
   Koleżanki miały właśnie udać się tym razem jednak do Pokoju Wspólnego, aby się pouczyć, gdy Lily zapytała:
  - Ej, Angela... A myślisz, że powinnam iść na to spotkanie z Severusem?
  Wyczekująco czekała na odpowiedź. 
  - Myślę, że nie... On jest w końcu ze Slytherinu - przyjaciółka ciężko westchnęła.
  - No, tak.. Ale myślę, że nic nie szkodzi na drodze takiej znajomości. 
  - Lily, ja wiem jak to będzie - powiedziała zdecydowanie - On w końcu, prędzej czy później stanie się wredniejszy niż mogłabyś sobie nawet teraz pomarzyć. Najpierw będzie udawał miłego, znając wszystkie twoje sekrety, lecz potem... jak stracisz najlepszego przyjaciela, wiedz, że wyjawi ci jak największą liczbę tajemnic.
  Dziewczyna smętnie spojrzała w podłogę.
  - Ale on nie będzie moim najlepszym przyjacielem - obiecała Lily - Ja nie chcę łamać tej obietnicy, którą mu dałam tydzień temu. Ja naprawdę nie będę mu powierzała tylu sekretów, przysięgam. 
  - Możliwe. Ale czemu pytasz się mnie o zdanie, a jednak sama wiesz, że pójdziesz? - Angelika nie rozumiała tego zajścia.
  - No, bo... Ja wiem, że pójdę, ale nie chcę, abym poszła i żałowała - przyznała się Lily - Dlatego pytam się ciebie o zdanie. Wiem, że jak potwierdzisz, wtedy nic złego się nie zdarzy.
  Czasem Lily, jak każda dziewczyna, potrzebowała 100% odpowiedzi przyjaciółki.
  - No, dobra... Ale James się wkurzy.
  - Ale co mnie James obchodzi? Nie dowie się... - dodała na wszelki wypadek.
  - No i mam pomysł. 
  - Jaki?
  - Może pójdziesz jak na razie ten jeden raz - wiesz, żeby nie nawiązywać z nim jeszcze takiej znajomości. Nie możesz mu od razu wierzyć i zaufać, on pochodzi z tego samego domu co te dziewczyny, które omal by cię nie pobiły...
  - No, właśnie... Prawie by mnie nie pobiły... Pamiętaj, że to właśnie on mnie... w pewnym znaczeniu obronił.
  - I tak to nic nie zmienia. To świadczy jeszcze gorzej.
  - Dlaczego?
  - Moim zdaniem on najpierw udaje miłego, aby się zaprzyjaźnić. Potem chce tylko śmiać się z ciebie. 
  - Angelika, już nie przesadzaj... - westchnęła Lily.
  - Moja rada jest taka - powiedziała w końcu Angelika - Pójdziesz z nim raz i zobaczymy, co z tego wyniknie. Wtedy nie złamiesz obietnicy i na razie, nie umawiaj się z nim na następne spotkanie. 
  - Dobry pomysł.
  Lily wiedziała, że przyjaciółka ma rację. Jak na razie nie chciała zawierać z nim bliskiej znajomości. 

*** 

  W sobotę rano, Lily udała się na błonia, a tam czekał już na nią zniecierpliwiony Severus. Stał obok chatki - która należała do gajowego Hogwartu, Hagrida - i od razu przywitał się z Lily.
  - Hej - powiedział.
  - Cześć - odparła dziewczyna.
  - Dzięki, że przyszłaś. Myślałem, że już nie przyjdziesz.
  - Coś ty, ja obietnic nie łamię.
  Zapadła chwila milczenia.
  - Może przejdziemy się wzdłuż drogi na stadion? - zaproponował Severus.
  - Świetny pomysł - zgodziła się Lily. 
  Pogoda była w sam raz. Nie było ani za zimno, ani za gorąco. Jedyną wadą było to, że białe chmury zasłaniały słońce. Wiał lekki wiatr i dużo osób - jak zwykle w październiku - przebywało na błoniach. 
  Szli chwilę w milczeniu, aż w końcu zdecydowali się porozmawiać. 
  - Fajnie, że mam nareszcie koleżankę - powiedział nagle Severus - Jakoś nie mam bardzo przyjaciół, jak przyszedłem do Hogwartu.
  - Na pewno jakichś masz - mówiła z nadzieją Lily.
  - Nie coś ty, a moim zdaniem najgorszy jest ten James.
  - Czemu?
  - Ponieważ myśli, że jest najważniejszy, a mnie traktuje jakbym był gorszy od niego.
  Lily milczała. Czy nawet z Severusem musi poruszać temat Jamesa?
  - Wiesz, co? Mów mi Sev - powiedział w końcu.
  - Okej.
  Porozmawiali jeszcze przez chwilę, jednak Severus znów musiał powiedzieć coś o Jamesie.
  - A może ty wiesz, czemu mnie aż tak nienawidzi? - zapytał.
  - Nie... pewnie, że nie. Ja nawet w ogóle nie wiedziałam, że cię nie lubi.
  - To mało powiedziane, on mnie nienawidzi.
  Niestety na wielkie nieszczęście Lily znów czekała niespodzianka. Tym razem jednak zła. Zobaczyła zmierzającego w ich kierunku Jamesa, Syriusza, Remusa oraz Petera.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział X "Niespodzianki"

  - Lily, LILY! Wstawaj! - usłyszała jakiś znajomy, dziewczęcy głos, ale jednak nie reagowała przez chwilę.
  Dopiero później wyrwała się z głębokiego snu.
  - Coo? - powiedziała jeszcze przez zamknięte oczy.
  - LILY, wstawaj! Jest ósma rano!
  Teraz ją zaskoczyła. Natychmiast otworzyła oczy i rozpoznała w tej dziewczynie swoją przyjaciółkę. Zerwała się natychmiast z łóżka i położyła pamiętnik w szufladzie.
  - Ale jak to ósma?! - wykrzyknęła nie dowierzając i spojrzała na budzik. Wskazówki wskazywały ósmą.
  Miała ochotę krzyczeć, wiedziała, że się spóźni i nie odrobi lekcji. Co teraz?!
  - Lily, szybko, pędem! - poganiała ją przyjaciółka, ubrana już w strój Gryffindoru, wiedząc, że lekcje już się zaczęły.
  Lily szybko wskoczyła do łazienki, ubrała się i umyła szybko, a potem wzięła już swoje rzeczy i zbiegła pod salę lekcyjną. Wiedziała, że już nie zdąży na śniadanie. Tak to jest być przygotowanym.
  - Lekcje! - zawołała nagle - Angelika, daj spisać!
  - Chyba zwariowałaś?! - przyjaciółka się bardzo zdziwiła - Mamy transmutację! Piętnaście minut spóźnienia! Lily, szybko!
  Lily zgodziła się z przyjaciółką, chyba by zwariowała, gdyby teraz spisywała, ten esej o trudnym temacie.
  Stanęły przed drzwiami i wzięły głęboki oddech. Weszły i przerwały profesor McGonagall w połowie zdania:
  - Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie!
  - Gdzie wy byłyście?! Piętnaście minut! Jak tak można?! Na swoje miejsca! - McGonagall wydawała się strasznie wścieknięta tym pierwszym spóźnieniem. Też, że nikt się jeszcze nie spóźnił, tylko one...
  Dziewczyny usiadły na swoje miejsca i czekały, aż ta lekcja wreszcie się skończy. Myślały, że profesor McGonagall zapomni o eseju. Czekała ich dlatego niemiła niespodzianka. Już był koniec lekcji, już zabrzmiał dzwonek, aż nagle, profesor zaczęła przekrzykiwać dźwięk na przerwę:
  - Oddajcie mi swoje eseje!
  - I co my teraz zrobimy?! - zapytała rozpaczliwie Lily Angelikę.
  - Lily... nie wiem...
  Lily wiedziała tylko to za słuszne, aby się przyznać, że nie odrobiła i po prostu się poddać. Nie ucieknie przecież z klasy. I tak dostanie T...
  Podeszła do biurka nauczycielskiego i przeciskała się przez tłum uczniów oddających eseje. Wiele by dała, żeby mieć chociaż jeden z nich...
  - Pani profesor... Bo ja nie mogłam odrobić... - przyznała się w końcu.
  - CO?! Najpierw spóźnienie, a teraz jeszcze nie odrobiłaś?! Lily... przykro mi... - już miała wyjąć dziennik i wpisać jej najgorszą ocenę, kiedy Lily miała wyjść z klasy i spostrzegła, że za nią stoi James. Popatrzył się na nią, bo wiedział, że dostanie T, a nagle, a nawet Lily się tego nie spodziewała, po prostu stanął w jej obronie.
  - Pani profesor... - powiedział bardzo wolno i dowierzająco.
  - Tak, panie Potter?
  - Bo ja podarłem ten esej Evans...
  CO?! Lily nagle się odwróciła, i spojrzała na Jamesa. Miała już wyjść, ale nigdy nie myślała, że ktoś może jeszcze ją uratować.
  - Potter! Jak ty mogłeś tak zrobić?! Masz szlaban u mnie w każdą sobotę do końca miesiąca - odparła i naprawdę jeszcze bardziej się wkurzyła, jednak uwierzyła mu.
   Zanim Lily zdążyła cokolwiek powiedzieć, James szybko wyprowadził ją z klasy.
  - Zwariowałeś?! - wykrzyknęła na korytarzu.
  - Cicho! Evans, nic się nie stało - powiedział - Na szczęście mi uwierzyła...
  - Ale to jest niesprawiedliwe! Powinnam powiedzieć, że kłamiesz!
  - Evans, nie denerwuj się. Ja jestem już przyzwyczajony.
  Odszedł sobie tak po prostu, pierwszy raz się ciesząc, że ma najgorsze oceny i teraz może obronić Lily w każdej sytuacji, a Lily stała jak wryta, patrząc na niego, aż odszedł.
  - Wow... Lily... - powiedziała do niej zdziwiona Angelika - Jednak on jest naprawdę, dobry co nie?
  - Ja w to nie wierzę... - odparła i zniknęła z pola widzenia. Wolała się wybrać na śniadanie, była przecież taka głodna.
  Poszła wraz z przyjaciółką, aż wreszcie się ocknęła - no tak, śniadanie już się skończyło. Dlatego usiadła na ławce w korytarzu i zaczęła jeść kanapkę. Tak bardzo była przejęta tym, co James dla niej zrobił, że nie mogła się skupić na czym innym.
  - A mówiłam, że nie jest taki zły - przypomniała Angelika.
  - No w sumie... to było nawet słodkie - przyznała Lily. Jednak nagle się zorientowała, że chyba coś źle powiedziała...
  Angelika nagle się uśmiechnęła i chciała właśnie coś dodać, ale przyjaciółka jej przerwała.
  - Jednak myślę, że to niesprawiedliwe - powiedziała szybko Lily - Powinnam chyba się przyznać.
  - Nie, no... myślę, że to nic nie da. Jeszcze zrobisz gorzej, jak oboje wpadniecie i również będzie się on gorzej czuł. Wtedy zwyczajnie obroniłby cię po nic.
  Lily nie wiedziała zupełnie, co zrobić. Jednak coś w głębi serca podpowiadało jej, żeby mu podziękować.

  ***

  Nadeszła sobota, w czasie której James miał odbyć swój pierwszy szlaban u profesor McGonagall. Lily chciałaby go jakoś wybronić, coś dla niego zrobić, ale nie wiedziała co. Siedzieli wszyscy razem w Pokoju Wspólnym, a Lily wraz z Angeliką, Bellą i Laurą, natomiast James z Syriuszem, Remusem i Peterem. 
  Właśnie James wstał, aby udać się do profesor McGonagall, a wtedy Lily wybiegła za nim. Chłopak schodził już w dół po marmurowych schodach, kiedy Lily krzyknęła za nim:
  - James, poczekaj!
  James od razu się odwrócił z uśmiechem na twarzy. Lily zeszła do niego i stanęła obok.
  - Chciałam ci jeszcze bardziej podziękować, za to, że mnie obroniłeś.
  - Nie ma za co, Evans - odrzekł szczęśliwy James.
  - Ale to jest trochę niesprawiedliwe. W końcu to nie ty podarłeś mi ten esej. Po prostu go nie napisałam.
  - Evans, naprawdę, nic nie szkodzi. Ja się cieszę, że mogę cię obronić...
  Lily przez chwilę popatrzyła na niego zamyślona, aż w końcu powiedziała: 
  - A może ja jednak powinnam wyznać profesor McGonagall prawdę?
  - Coś ty, nie możesz teraz. Naprawdę się cieszę, że mogłem ci pomóc. 
  Uśmiechnął się do niej, ale za nim zniknął za rogiem korytarza, ona zdążyła odwzajemnić uśmiech. Stwierdziła, że teraz może być dla niego milsza, w końcu na to zasłużył. 
  Wróciła do Pokoju Wspólnego i dołączyła się do rozmowy z przyjaciółkami. 
  - James powiedział znowu, abym się nie przyznawała - wyjaśniła koleżankom. 
  - No, właśnie Lily - powiedziała Angelika - Mówiłam ci, że to będzie słuszna decyzja. 

  Chwilę później, Lily postanowiła się przejść. Tym razem czekała ją znowu duża niespodzianka. Szła sobie po błoniach, ponieważ chciała pobyć na podwórku. Niebo była niebieskie, bez żadnej chmury. Słońce bardzo świeciło, a tym razem było około czwartej.
  Nagle popatrzyła na zegarek i uświadomiła sobie jedną, ważną rzecz - miała być w spotkaniu z przyjaciółką, Angeliką w bibliotece. Postanowiła biegnąć, aż nagle wpadła na pewnego chłopaka. Obejrzała się i zobaczyła, że upadły jej wszystkie książki. Chłopakiem tym był Severus Snape. 
  - Przepraszam, nie zauważyłem cię - powiedział i próbował podać jej książki. 
  - Nie, to ja biegłam - Lily chciała wziąć winę na siebie i szybko pójść do biblioteki. 
  - Ej, Lily... mam pytanie...
  - Tak?
  Severus był trochę zdenerwowany, ale jednak powiedział, to co chciał. 
  - Przeszłabyś się ze mną za tydzień... tutaj tak po błoniach? Nad jeziorem, jakoś tak nie mam tu przyjaciół. 
  - No... ok. A dlaczego nie masz przyjaciół? - Lily bardzo ciekawiło ostatnio, dlaczego ten blady chłopiec, o tłustych czarnych włosach jest taki samotny. Wyglądał na samotnego, ale myślała, że w Hogwarcie każdy znajdzie przyjaciela.
  - Nie ważne - odpowiedział szybko Severus i zniknął za pobliskim drzewem.
  Lily bardzo go nie znała, w końcu również był ze Slytherinu. Trochę nie chciała chodzić po błoniach z nieznajomymi, ale wiedziała, że głupio było by teraz odmówić. Zrobiło jej się nawet tego chłopaka po prostu żal. 

  Lily biegła pędem do biblioteki, uważając, żeby się przypadkowo nie przewrócić. Kiedy już dotarła, Angelika siedziała zniecierpliwiona, patrząc na zegarek nad książką, ale gdy Lily przyszła, bardzo się uśmiechnęła. 
  - Wreszcie jesteś! - wykrzyknęła uradowana. 
  - Przepraszam, że tak długo.. Naprawdę - Lily nie lubiła się spóźniać na umówione spotkania. 
  Siedziały jakieś pół godziny nad książkami, kiedy Lily pomyślała, że mogła by się przyjaciółki spytać o bardzo ważną rzecz. 
  - Angelika... znasz dobrze Severusa Snape'a? - powiedziała nagle. 
  - No, dobrze... to nie... - przyznała się Angelika - A czemu pytasz?
  - No, bo on... Mówi, że nie ma przyjaciół.
  - I co w związku z tym? Nie, Lily... - zaprzeczyła od razu Angelika, która zawsze i o każdej porze myślała, właściwie WIEDZIAŁA, że dla Lily odpowiednim chłopakiem jest James - Już ci mówiłam, że po prostu może nie lubi Jamesa. Na pewno nie wyrządził mu żadnej krzywdy. 
  Angelika była uparta zawsze w swoim działaniu.
  - Ale nie o to chodzi! - Lily nie chciała tak często rozmawiać o Jamesie - Snape chciał przejść się ze mną po błoniach.
  - COO?! 
  Angelika była zszokowana. Gestem kazała Lily się przesunąć i powiedziała cicho:
  - Wiesz, co się stanie, jak James się dowie?! 
  - Chyba zwariowałaś! - oburzyła się - Mnie nie obchodzi żaden James!
  - To chcesz z nim iść?
  - A czemu nie?
  - Ale zrozum... no, dobra, jak chcesz...
  Angelika już powoli nie uważała za słuszne przekonywanie Lily, aby pokochała Jamesa na zabój. Jednak dziewczyny zauważyły, że James z przyjaciółmi wchodzi do biblioteki i zajęły się tematem o "Eliksirze Wielosokowym".
  - I co James? - zapytał znacząco Syriusz - Masz zamiar rozkochać w sobie Lily?
  Gdy Lily to usłyszała, wszystko zrobiło się takie dziwne, a sama miała swój nastrój wściekło-szczęśliwy. 
  - Syriusz... to normalne, że jak ją kocham, to chcę, żeby ona kochała mnie... - usprawiedliwiał się, bo to zabrzmiało jakby po prostu chciał, by Lily dała za niego wszystko. 
  Angelika zwróciła na siebie uwagę Lily i się do niej uśmiechnęła - prawie zaśmiała - lecz Lily pokręciła tylko głową i nadal przysłuchiwała się rozmowie, dochodzącej zza sąsiedniego regału. 
  - Mam już dla niej niespodziankę - wypalił nagle James. 
  - Jaką? - wszyscy trzej zainteresowali się tym bardzo. 
  - A, to już się dowiecie w swoim czasie - odrzekł krótko James i w czwórkę wyszli z biblioteki. 
  Tymczasem Lily pozostała zszokowana, a Angela super szczęśliwa.

Rozdział IX "Severus Snape"

  Stała z Angeliką na korytarzu. Była trochę bardziej smutna, niż wcześniej... o wiele. Oczy jej się powiększyły i zaraz miała usiąść na ławce. Ale wtedy Angelika zorientowała by się, że jest jej źle, a zaraz by spytała się: "Czemu płaczesz?", powodując, że już na pewno się rozklei. Oczywiście nie mogła rozpłakać się w pierwszy dzień szkoły, to byłoby takie dziecinne i niedojrzałe...
  Pozostawało jej iść z opuszczoną głową pod salę zaklęć.
  Nie wiedziała zupełnie, czemu jest aż taka smutna. Przecież nic mu nie zrobiła?! Aha, już rozumie... Ona ma tak zawsze. Woli, aby to ludzie byli źli dla niej niż, żeby ona była dla nich zła, nie lubi się mścić ani chociaż w jakikolwiek sposób się odgrywać. Do tego nie chce być taka wredna, aby ignorować i nie zwracać uwagi.
  Na zaklęciach poznała miłego, niskiego, starszego w okularach profesora Flitwicka, który nauczył ich lewitować piórko. Wyszło jej świetnie, większości klasy też. To był jej pierwszy dzień w Hogwarcie, więc ostatecznie jej stres i strach zmienił się w ciekawość, ponieważ nigdy nie udało jej się dotychczas poznać świata magii. Do tego, dowiedziała się o tym wczoraj! Dla niej to był jak na razie wielki sen, za dużo wrażeń. Magia, szkoła, James, Angelika, nowe koleżanki, z dala od rodziny... - to przewyższało jej wszelkie oczekiwania.
  Obrona przed czarną magią również nie była nudnym przedmiotem. Raczej była zabawnym zajęciem, a wszyscy popadli w śmiech - to była pierwsza klasa, materiał nie był taki wyczerpujący.
  Więc podsumuwując, pierwsze dni szkoły przeżywała z ogromną radością

***

  Minęły jakieś dwa tygodnie pobytu w Hogwarcie. Już się zdążyła przyzwyczaić do lekcji, szkoły oraz tego, że jest w końcu czarodziejką. Znalazła prawdziwą przyjaciółkę, a z Bellą i Laurą również się dobrze dogadywała. Z Jamesem nic się nie zmieniło, nadal się o nią starała, a ona miała mętlik w głowie. Chciała raz na zawsze rozwiać te wątpliwości, zmienić swój poziom nastawienia do życia... znaczy, bardziej do Jamesa. Ale nie mogła. Nie potrafiła.
  Również było to więc dla niej wielką niespodzianką, kiedy spostrzegła, że ktoś inny może się o nią starać. Dzisiejsza przygoda była również dla niej czymś wyjątkowym. 
  To było już po lekcjach. Szła i wolała za wszelką cenę, jak najszybciej dostać się do dormitorium i położyć się do łóżka. Była taka zmęczona. Taki nawał pracy był przez te dwa tygodnie, ponieważ nigdy się nie uczyła w tej szkole, a tym bardziej w jakiejkolwiek szkole magii, trzeba było się przystosować. Oczy już się powoli jej zamykały, ale mimo to była nadal piąta po południu. 
  Może dlatego była bardzo nieuważna na korytarzu? Szła i przez pomyłkę zderzyła się z jakoś Ślizgonką o blond włosach. Wyglądała na starszą i silniejszą, jednak tak naprawdę była z pierwszego roku. Pamięta ją podczas Ceremonii Przydziału, jednak nie mogła sobie wtedy przypomnieć jej nazwiska. Wytrzeźwiała z półsnu, kiedy wszystkie książki, wyleciały jej z rąk na ziemię i poczuła, że została trochę gwałtownie szarpnięta do tyłu. 
  - Ty, uważaj jak idziesz! - ryknęła na nią tamta. 
  Lily się trochę przeraziła i natychmiast przestała myśleć o dormitorium. 
  - Yyy... ja przepraszam... - powiedziała szybko i starała się podnieść książki. 
  - Słuchaj, może ty nie wiesz, ale... - Ślizgonka przygwoździła ją do ściany - w Hogwarcie nie tolerujemy takich ludzi! 
  Lily nie wiedziała, co ma powiedzieć. Stała jak wryta.
  - Co?! Mowę ci odjęło?! - Ślizgonka ją nadal w najlepsze przezywała. 
  - Ej, Celyna - zawołała do niej następna, czarnowłosa dziewczyna w pobliżu - Co ta nieudacznica chce od ciebie?!
  Nim Lily się obejrzała, zaczęły przychodzić następne i następne Ślizgonki, obtaczając ją w koło. Lily nie wiedziała, co ma zrobić, te dziewczyny wyglądały na wredne. Śmiały się z niej, wyzywały ją w najlepsze, a jej się zbierało na płacz i łzy wpływały jej powoli do oczu. Kiedy myślała, że zaraz się rozpłacze:
  - Ej zostawcie ją! - usłyszała pewien głos. Przez tłum nie widziała kto to jest, ale po głosie rozpoznała, że to jakiś chłopak. Jednak na pewno nie James. 
  Spojrzała przez wysokie Ślizgonki i ujrzała bladego chłopca o czarnych włosach, który także był ze Slytherinu. Tak, to on. Rozpoznała w nim Severusa Snape'a. 
  Pamiętała doskonale Ceremonię Przydziału. Musiała zapamiętać te osoby, ponieważ może ich wtedy lepiej później poznać. 
  Dziewczyny zaczęły się jeszcze gorzej śmiać, kiedy ujrzały Severusa. Jednak on wykorzystał sytuację, podszedł do Lily, chwycił ją za rękę i poszedł razem z nią daleko od Ślizgonek.
  - Nic ci nie jest? - zapytał.
  - Nie, wszystko w porządku - odpowiedziała - Dziękuję.
  - Nie martw się nimi, one już takie są. Do wszystkich.
  - Zauważyłam. 
  Nagle oboje szli w milczeniu, aż przez pomyłkę skręcili nie w ten korytarz i wyszli na błonia. Było tam bardzo wiele ludzi, wszyscy się bawili, rozmawiali ze sobą, siedzieli obok jeziora. 
  - Widziałem, że ten James wciąż chodzi za tobą, prawda? - odezwał się nagle Severus. 
  - No... niestety - powiedziała przeciągając każdą sylabę. 
  - Moim zdaniem powinnaś go ignorować. 
  - No, nie wiem. 
  - Czemu?
  - Nie chcę nikogo urazić.
  - On tylko wydaje się smutny, tak naprawdę taki nie jest. Wiem, o tym. Szczerze mnie nienawidzi.
  - Dlaczego?
  - Lily, jest dość późno, oboje chyba powinniśmy wracać do dormitorium. 
  Zanim zdążyła się ocknąć i cokolwiek powiedzieć, Severus już znikł za drzwiami na błonia i popędził do swojego Pokoju Wspólnego. 
  
  ***

   Udała się w stronę Wieży Gryffindoru, nie bardzo rozumiejąc to całe zajście. To była dla niej dość wielka niespodzianka, której się nawet nie spodziewała. Kim był ten Severus Snape? Poszła marmurowymi schodami i weszła wreszcie do Pokoju Wspólnego. 
  - Hej, Lily! - zawołały Angelika, Bella i Laura. 
  - No, hej... - westchnęła, bo nie wiedziała teraz, co ma zrobić, jeśli chodzi oczywiście o Jamesa. Czemu ma nienawidzić Severusa? Za co?
  - Co się stało? - zapytała Bella. 
  - Nic wielkiego...
  - Lily, wiem, że coś się stało - powiedziała szczerze Angelika. Zawsze wiedziała, kiedy przyjaciółka jest smutna czy szczęśliwa. 
  - No, bo natknęłam się na takie dziewczyny, jedna miała na imię Celyna.
  - Celyna Parkinson? - zapytała Laura, która już chyba dobrze ją znała - Nie przejmuj się nimi...
  - Ale nie o to chodzi.
  Lily wstała i przeszła przez Pokój Wspólny, obejrzała się i nikogo tam nie było.
  - Taki jeden, Severus Snape - opowiadała przyjaciółkom - kazał im mnie zostawić. Poszłam razem z nim w stronę błoni i zaczęłam gadać o... Jamesie. 
  - Gadałaś z nowo poznaną osobą o Jamesie?! - wykrzyknęła Angelika.
  - Tak... niestety tak. To on zaczął - kontynuowała Lily - Powiedział, że James go szczerze nienawidzi, a gdy spytałam dlaczego, powiedział, że jest już późno. 
  - Może po prostu go nie lubi? - powiedziała rozsądnie Bella - Zdarzają się takie sytuacje... to normalne.
  - Ale jak on jest dla niego wredny? I będzie wredny dla wszystkich? Dla mnie też? 
  Te pytania nie dawały Lily spokoju. Jednak jej przyjaciółki nie miały czasu na nie odpowiedzieć, bo w tej chwili do pokoju wpadł James. 
  - O, cześć, Evans - przywitał się, prawie na nią wpadając - Co tam? 
    Lily spojrzała na niego ze wściekniętą miną i natychmiast poszła do dormitorium. 
  - Co jej jest? - spytał James, nie rozumiejąc dziewczyny. 
  - Zmęczona. Z resztą ja też - odpowiedziała szorstko Angelika i wraz z przyjaciółkami, zniknęła za drzwiami. 
  Lily leżała na swoim łóżku, zmęczona jak nigdy. Oprócz tego nawału zajęć ma rozwiązać sprawę z Jamesem? Nie, nie ma czasu, musi się położyć. 
  - Lily, nie przejmuj się nim... - pocieszała ją Angelika, widząc, że przyjaciółka cierpi. 
  - Jak myślisz odrabiać czy nie? No, chyba nie... - zapytała się jej Lily, zmieniając temat i opadając ze zmęczenia. 
  Angelika nigdy nie widziała Lily takiej smutnej. Zawsze wściekała się na Jamesa, nigdy przez niego nie była smutna. Ale to może sprawa zmęczenia, lecz widać było, że to nie przez to nie ma czasu lekcji odrabiać. Nie raz doskwierało jej zmęczenie, zawsze odrabiała... 
  Świadczyło o tym też, że po tym, jak Lily natychmiast zasłoniła kotary swojego łóżka, wyciągnęła pamiętnik z szuflady i zaczęła w nim pisać. 

   "Drogi pamiętniku
    
   Dzisiaj jestem baardzo zmęczona. James wciąż chciał zwrócić na siebie swoją uwagę. Lecz jestem również smutna i nie dlatego.
   Dziś poznałam takiego jednego, Severusa Snape'a. Obronił mnie wprawdzie przed kilkoma Ślizgonkami, ale powiedział mi szokującą rzecz. Podobno James go szczerze nienawidzi, a nie chciał mi powiedzieć czemu. To trochę smutne, jednak bardzo, przecież Severus wydaje się na miłego, a jak on znęca się nad słabszymi albo wszystkim w koło dokucza? I dla wszystkich jest wredny? 
   Ale czemu mi tak bardzo na nim zależy..."

   Nie mogła dokończyć tego zdania. Nawet się nie podpisała, jak zwykle. Zmęczenie nią zawładnęło i usnęła przy włączonej lampce oraz z pamiętnikiem w ręce. Jakoś dziwnie później lampka zgasła, przez pomyłkę pewnie ją wyłączyła. 
  Nie myślała o tym, że nie odrobiła lekcji, śniła o Jamesie znęcającym się nad kilkorgiem uczniów... Ale znowu w tym śnie, był taki dobry dla niej...

piątek, 15 maja 2015

Rozdział VIII "Wszystko jest takie skomplikowane"

  Po eliksirach, następną lekcją dla nas była transmutacja. Lily na przerwie z Angeliką i rozmawiały o pierwszej lekcji eliksirów. To był dopiero jedyny raz, odkąd miały tą lekcję (w ogóle jakąkolwiek lekcję w świecie magii), a już poszło jej tak dobrze. Najpierw nie wiedziała czemu, przecież jest córką mugoli i myślała, że zwykle osoby, które mają magicznych rodziców mają więcej pojęcia o świecie czarodziejstwa.
  - Wow... Lily, ale ci dobrze poszła - powiedziała od razu z uznaniem Angelika.
  - Właśnie nie wiem, czemu. Jakoś tak wyszło... - odpowiedziała skromie.  
  - Masz talent - przyznała - trzeba z niego korzystać.
  Uśmiechnęła się do niej serdecznie, ale nagle uśmiech znikł jej z twarzy, ponieważ zza rogu korytarza wyłonił się James. 
  - Czego chcesz?! - Lily wiedziała, że zacznie ich znowu zagadywać, więc już tego nie wytrzymała. Wstała i z założonymi rękami i z wściekłą miną podeszła do Jamesa. Z tej perspektywy wydawał się jeszcze bardziej wyższy, więc czuła się trochę bezsilna.
  - Evans, nie denerwuj się... - James próbował jak zwykle żartować sobie ze wszystkiego - chcę się tylko z tobą zaprzyjaźnić.
  - Ale czy ty nie rozumiesz,  że mnie nękasz?! - wypaliła aż za głośno.
  - No, wiesz... Ja inaczej nie umiem... - uśmiechnął się lekko do niej i próbował chwycić ją za rękę, ale ta ją odsunęła. 
  - Daj mi spokój!
  Lily zniknęła wraz z Angeliką za korytarzem. Szła szybko, nie zważając na tłum przeciskający się przez nie. Mówiła głośno i była pełna agresji.
  - On zwariował! Co on sobie myśli?! - krzyczała, nie mogąc się opanować - Myśli sobie, że może wszystko! Nienawidzę go!
  - Lily... nie denerwuj się tak... - próbowała uspokoić ją przyjaciółka - po prostu się zakochał, tyle.
  - To nie jest miłość! To jest jakaś fobia! To obsesja! To nie zakochanie! 
  Lily była bardzo rozzłoszczona tym "podrywaniem" przez Jamesa. Jedyne, co teraz pragnęła to pójść do Wieży Gryffindoru, a stamtąd do Pokoju Wspólnego, rzucić się wściekła na łóżko i wyżyć się na poduszce.
  Skręciła w stronę marmurowych schodów i szybko zniknęła z oczu przyjaciółki. Angelika została sama, myśląc: "A może on jej się jednak podoba? Inaczej by tak ostro nie reagowała...", ale nie chciała nic powiedzieć, aby nie rozzłościć przyjaciółki. 
  Tymczasem Lily pędem puściła się w stronę Wieży, bo chciała jak najszybciej wypisać w pamiętniku wszystko, co o nim myślała. Miała nadzieję, że nikogo tam nie ma, nie chciała wyjść na początku roku na wredną osobę, a wówczas była bardzo rozdrażniona. Jednak miała szczęście - pokój był pusty. Popatrzyła na zegarek i uznała, że jest jeszcze dużo czasu przerwy, wystarczająco, aby napisać swoje żale w swoim dzienniku. Wkraczając do dormitorium, zrzuciła z regału przypadkowe książki, torba prawie upadła w kominku, a ona rzuciła się na łóżko, które prawie rozwaliła.
  - Dlaczego ten James musi być taki OKROPNY?! - krzyczała non-stop, zakrywając twarz poduszką. Często, gdy była wściekła na kogoś, kogo w żadnym szczególe nie mogła nawet trochę zrozumieć, a jego zachowanie wydawało się absurdalne, zanosiła się płaczem. Jednak powiedziała sobie, że nie będzie płakać ze złości, przez kogoś takiego. 
  Otworzyła więc swój pamiętnik i zaczęła w nim notować:

  "Drogi pamiętniku
    
    Nie wiem, co się dzieje, James mnie strasznie WKURZA. Angelika mówi, że on się we mnie zakochał, ale ja nie rozumiem, czy z miłości można kogoś nękać. Mam ochotę wykrzyczeć na cały świat, że go nie lubię, nienawidzę, bo nie daje mi spokoju! Musiałam przyjść tutaj z ostatniej lekcji, ponieważ miałam jego dość! 
   Czy kiedyś wszystko w końcu się ułoży? 

   Lily" 
  
   Dziewczyna dość szybko odłożyła notes, ponieważ musiała spieszyć się na transmutację. Tym razem postanowiła mieć inny sposób - nie dać się sprowokować. Po prostu nie odpowiadać ani nie zwracać na niego uwagi, bo on właśnie tego chce! A najlepiej, w ogóle go nie spotykać na korytarzu.
  W bardziej spokojnym nastroju, udała się pod klasę transmutacji i wróciła do przyjaciółki.
  - Hej, Angela - przywitała się - przepraszam, ale... byłam BARDZO WŚCIEKŁA.
  - Nic nie szkodzi - przyjaciółka ani trochę się nie zdenerwowała - James naprawdę potrafi być wkurzający.
  Z nieco lepszymi humorami udały się na transmutację. Tym razem nie było takiej opcji, aby usiąść we czwórkę, więc siedziała tylko i wyłącznie z Angeliką. Lily się bardzo ucieszyła, kiedy zza drzwi klasowych wyłoniła się bardziej znana postać - profesor McGonagall - którą już widziała w pociągu, więc nie stresowała się aż tak bardzo. Jak na razie wszystko idzie gładko...
  McGonagall weszła do klasy z nieco surowym wzrokiem oraz, jak zwykle w zielonym stroju - długiej pelerynie oraz wysokim kapeluszu - jednak Lily nie bała się jej mimo ostrego wyglądu. Wydawała jej się na miłą nauczycielkę.
  - Witam na pierwszej lekcji transmutacji w Hogwarcie - przywitała ich - Nazywam się Minerwa McGonagall i będę was uczyć na tym stanowisku przez najbliższe siedem lat. Także proszę się uczyć i chociaż raz dziennie zaglądać do Standardowej Księgi Zaklęć poziom pierwszy. Zacznijmy od tego, że...
  McGonagall mówiła dalej, jednak Lily nie mogła się skupić, chociaż próbowała. James bez przerwy zaczepiał ją, ponieważ siedział w ławce za nimi i nie dawał jej spokoju. Odwróciła się najpierw, ale szybko przypomniała sobie o swojej własnej obietnicy i zajęła się lekcją.
  - Transmutacja to podstawowy przedmiot magiczny - kontynuowała profesor McGonagall - Transmutacja, obok zaklęć najbardziej przyda wam się w czarodziejskim świecie. A więc... na dzisiejszej lekcji zajmiemy się...
  Tym razem ucięła w połowie zdania, bo spostrzegła, że James zajadle kłóci się z Angeliką, a ich dwójka przeszkadzała jej najwidoczniej w prowadzeniu lekcji. 
  - Ej, ty, zostaw proszę swoją koleżankę! - wykrzyknęła ostro. Jednak nagle jej się coś przypomniało, co wprawiło ją w o wiele większy gniew - Ach, to ZNOWU ty, panie Potter!
  Pokręciła głową ze zdenerwowaniem i starała się nadal mówić o temacie lekcji:
  - Zanim pan Potter nam przerwał... - powiedziała z naciskiem, spoglądając na Jamesa - Mówiłam wam, o tym jak ważna jest transmutacja w życiu codziennym czarodzieja. A więc, będziecie mieć mnóstwo okazji do spotkania się z tym przedmiotem, dlatego trzeba się pilnie uczyć i opanować najprościejsze, magiczne zaklęcia. Mam nadzieję, że weźmiecie te słowa do serca. Dziś będziemy się uczyć jak zmienić kubek w kanarka, te zaklęcie jest na stronie 5 w podręczniku...
  Rozległ się szelest kartek, bo wszyscy otworzyli na podanej stronie. Widniało tam zaklęcie oraz obrazek żółtego kanarka i kubka do kawy czy herbaty. Zaklęcie wydawało się na początku dość trudne, jednak po paru próbach i przed końcem lekcji, Lily się wreszcie udało. Wyszli ponownie z klasy, próbując tym razem nie natknąć się na Jamesa. Jednak on nadal stał w pobliżu i krzyczał za swoją ukochaną:
  - Evans, wracaj! Evans, no.. porozmawiajmy!
  Jednak Lily za nic w świecie nie chciała zmienić zdania i pognały wraz z Angeliką w stronę innego korytarza. 
  James stał na środku z zawiedzioną miną, a tymczasem podszedł do niego Remus - jeden z kolegów chłopaka, który miał to samo dormitorium. 
  - I znowu nie chce cię znać? - zapytał ze smutkiem.
  - Tak... Remus, co mam zrobić, aby mnie chociaż polubiła? - mówił z nadzieją w głosie James, że chociaż usłyszy słuszną radę od Remusa. 
  - Czy ja wiem... Dziewczyny nie lubią jak się je w ten sposób podrywa. Nie możesz jej nękać, musisz się do niej uśmiechać i być dla niej naprawdę miły. 
  - Ale przecież jestem... Aż za bardzo.
  - Właśnie. Nic bez przesady. 
  - Remus, ale ona mi się naprawdę spodobała - wyznał James - a jak się jej nie spodobam?
  Obaj przyjaciele pozostali na korytarzu, patrząc ze smutkiem w ziemię.
  Tymczasem Lily i Angelika pędziły na sąsiednie piętro, mając nadzieję nie spotkać Jamesa przynajmniej do końca przerwy.
  - Lily, nie tak szybko! - zawołała za nią zdyszana trochę Angelika.
  - Nie widzisz, że chcę zgubić Jamesa? Szybko! - ponaglała przyjaciółka.
  - Ale ty tak nie możesz... Nie możesz wiecznie uciekać... - sprzeciwiała się - Nie rozumiesz, że się zakochał? Nie ma sensu być takim wrednym. 
  - Angela, ale on nie daje mi spokoju!
  Lily myślała, że to jest największe usprawiedliwienie. Przecież ją nękał. Gdyby się w jej kochał, ale dawał jej choć trochę więcej swobody, może by nawet się z nim zaprzyjaźniła, ale tak to nawet nie chce go znać. Ale gdy przyjaciółka rozmawiała z nią na korytarzu, o tym, aby "przestała być wredna dla Jamesa", przypomniało jej się zdarzenie w pociągu. Przecież to ON ją obronił. Powinna być mu wdzięczna. 
  Nie wiedziała, jakie wyjście może być z tej sytuacji. 
  - Wszystko jest takie skomplikowane - powiedziała z nagłym smutkiem, patrząc na przyjaciółkę i powolnym krokiem próbowała wrócić w poprzednie miejsce.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział VII "Pierwsza lekcja"

  Budzik gwałtownie zadzwonił. Była szósta rano.
  To jest wreszcie pierwszy dzień w Hogwarcie dla Lily. Dziewczyna musiała naprawdę mieć parę dni, aby to, że jest czarodziejką do niej dotarło i żeby sobie wszystko poukładała.
  Zaspana otworzyła oczy i wyłączyła budzik. Wzięła do ręki pamiętnik i zapisała w nim następną, drugą notatkę, już na trzeciej stronie swojego dziennika:

"Drogi pamiętniku,
    Dziś nareszcie mój pierwszy dzień w Hogwarcie... I moja pierwsza lekcja!
    Mam nadzieję, że dobrze mi wyjdzie w nowej szkole i, że wszystko będzie dobrze. Będę na pewno siedzieć z Angeliką, a może z Jamesem się wszystko poukłada?

    Lily"

    Notatka była bardzo krótka, ponieważ nie było czasu, aby dłużej pisać. Nie mogła spóźnić się na pierwszą lekcję.
   Rozsunęła kotary przy łóżku i z uśmiechem spojrzała na dormitorium. Inne dziewczyny wstały później od niej, ale gdy zbierała swoje rzeczy, aby pójść pod prysznic, większość z nich się obudziła. Była to jej przyjaciółka, Angelika.
   - Lily - powiedziała do niej zmęczona jeszcze Angelika.
   - Tak?
   - Po tobie rezerwuję łazienkę.
   - Okej - zaśmiała się Lily i zniknęła za drzwiami łazienki.
   Przez następne piętnaście-dwadzieścia minut była pod prysznicem, ubrała się, umyła zęby oraz wyczesała włosy. Musiała robić to naprawdę szybko. Inne dziewczyny w końcu też muszą się wyszykować.
   - Lily, wyglądasz jak prawdziwa Gryfonka! - zawołała uradowana Angelika chwaląc szaty Lily z barwami Gryffindoru. Po chwili ona też poszła do łazienki.
   Tymczasem Bella szykowała się, aby też skorzystać z prysznica, a Laura pakowała do torby potrzebne rzeczy na pierwszą lekcję.
    Lily zaglądnęła do planu. Jako pierwsze czekały ich eliksiry. Spakowała więc kociołek, książki i rzeczy potrzebne na inne przedmioty, po czym zajęła się pakowaniem przedmiotów przyjaciółki.
   - O, dzięki, Lily - ucieszyła się Angelika z pomocy przyjaciółki, jak wyszła z łazienki.
   - Nie ma za co, wyglądasz bardzo ładnie - odpowiedziała Lily patrząc się na czarno-czerwony strój koleżanki.
   - Dzięki, chodźmy na śniadanie.
  Lily i Angelika zaraz ruszyły po marmurowych schodach do Wielkiej Sali. Nie mogły się doczekać swoich pierwszych lekcji, w końcu to był pierwszy rok i do tego pierwszy dzień szkoły. Zasiadły przy stole Gryfonów i zaraz zaczęły nakładać sobie naleśniki i truskawkowe babeczki.
  - Myślisz, że ten dzień dobrze wypadnie? - zapytała się Angelika - Wiesz... ja się stresuję... bardzo.
  - Na pewno będzie wszystko dobrze. Przecież w tej szkole każdy może myśleć tak samo...
  - Czy ja wiem?
  Zdawało się, że Angelika myśli, że nikt nie polubi jej tak bardzo w nowej szkole. Nie wiadomo czemu, miała już przyjaciółki, z którymi dogadywała się na razie na tyle dobrze, że można byłoby mieszkać razem w pokoju bez kłótni i wrzasków.
  - Słuchaj... - powiedziała Angelika - Myślę, że Vanessa Sceroog zna tą szkołę na tyle dobrze, aby myśleć, że ona w pewnym stopniu może być bardziej lubiana.
  - Jaka Vanessa? - Lily nie zrozumiała przyjaciółki.
  - Nie wiesz? Ta rodzina zawsze trafiała do Slytherinu, ma w sumie siedem starszych - równie wrednych - sióstr, które na pewno jej wszystko opowiedziały. Nie ma po co się stresować.
  - Nie martw się... na pewno nie będzie aż tak źle.
  W tej chwili sama chciała chyba odwołać ostatnie zdanie. Nagle do Wielkiej Sali wpadł James i oczywiście usiadł obok Lily. Nie wiadomo czemu, ale Angelika zalała się śmiechem i od razu poprawił jej się humor. Dla Lily wcale to nie było takie śmieszne.
  - Cześć, Evans - powiedział do niej James, jak zwykle po nazwisku - Jak tam u ciebie?
  - Słuchaj... - odpowiedziała zdystansowana Lily - Dzięki ci za to, co dla mnie wczoraj zrobiłeś, ale...
  - Ale co?
  - Jestem już na śniadaniu z Angeliką.
  Lily myślała, że jak oznajmi, że woli spędzić czas z przyjaciółką, nachalny James w końcu da jej spokój. Myliła się.
  - Evans... No, okej, ale jutro idziesz  ZE MNĄ na śniadanie, albo nie... dzisiaj na kolację.
  - Nie, Potter! - wykrzyknęła zdenerwowana Lily - Nie chcę zawierać jak na razie nowych znajomości!
  - Szkoda, bo nowi znajomi mogą być najlepszymi przyjaciółmi, jakich spotkasz.
  Lily była na tyle wściekła i na tyle miała dość Jamesa, że wzięła babeczkę z truskawką z talerza i wraz z nią wyszła z Wielkiej Sali. Chwilę później dołączyła do niej Angelika.
  - Lily... nie wychodź - mówiła nadal rozradowana przyjaciółka - Szkoda nerwów...
  - Angelika, przestań! I co cię tak śmieszy?!
  - Ja przepraszam Lily... Ale tak jakoś... James nadaje się na twojego chłopaka.
  - CO?! - teraz Lily nie przewładnęła złość, ale wyraz wielkiego zaskoczenia.
  Przez chwilę nie mogła nic powiedzieć, ale na szczęście potem odzyskała mowę.
  - Angelika, coś ty! - zaśmiała się, jednak robiła to nie dlatego, żeby udawać, że się nic nie stało, tylko dlatego, aby jak najszybciej uciec od tematu - James i ja? Angelika...
  - No, tylko tak powiedziałam...
  - Mamy ładną dzisiaj pogodę, co nie? - to była dziwna reakcja. To nie znaczyło, że dziewczyny nie miały o czym gadać, tylko, że Lily po prostu nie chciała rozmawiać o Jamesie.

  Poszły pod salę eliksirów. Właśnie miała się dla pierwszorocznych zacząć pierwsza lekcja w Hogwarcie. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, oczywiście na swój sposób - jedni byli szczęśliwi, drudzy zestresowani.
  Usiedli w klasie i zajęli ławki. Niestety... Lily musiała siedzieć wraz z Angeliką, Syriuszem i... Jamesem. To był dla Lily prawdziwy szok, prawdziwy koszmar. Zastanawiała się, jak długo ten chłopak będzie ją jeszcze dręczył.
  - Cześć - powiedział znowu James, lecz Lily go zignorowała. Jednak słyszała ciche rozmowy o niej między Syriuszem a nim, lecz również udawała, że ją to nie interesuje.
 Właśnie miała zacząć się pierwsza lekcja. Spostrzegli, że nauczyciel wszedł do klasy. Był nim gruby, mały profesor, trochę starszy, miał na sobie brązowy garnitur i zieloną pelerynę. Lily rozpoznała w nim właśnie Horacego, na którego powiedziała tak profesor McGonagall.
  - Witam - przywitał się profesor - Nazywam się Horacy Slughorn i będę was uczył eliksirów. Mam nadzieję, że ten przedmiot wam się spodoba, a teraz proszę wyciągnąć wasze kociołki.
  Lily i reszta wyciągnęli cynowe kociołki, które parę dni temu kupili na Pokątnej.
  - Dobrze. Powiem wam, jakie jest znaczenie eliksirów w tej klasie - wtedy wszyscy obrócili się i ujrzeli różnobarwne kociołki, a w nich kolorowe substancje. Znajdowały się na końcu klasy - A potem uwarzymy coś wspólnie pod koniec lekcji.
  Profesor Slughorn przechodził przez klasę i opowiadał, jakie są nazwy danych eliksirów. Powiedział o Eliksirze Wielosokowym, Eliksirze Miłosnym, Veritasem, Felix Felicis, skończąc na Wywarze Żywej Śmierci, który - jak powiedział - będą się uczyć warzyć dopiero w szóstej klasie.
  Jednak Lily mogła skupić się na lekcji, mimo nieustannego przeszkadzania Jamesa.
  - James, cicho! - syknęła w końcu Angelika, która już nie mogła go dłużej znieść.
  James nie chciał się najpierw zamknąć, ale widząc, że Lily go całkowicie ignoruje, nie postawił na swoim i przestał się odzywać.
  - A teraz do dzieła! - wykrzyknął Slughorn - Sporządźcie dla mnie eliksir, który macie na stronie 5 w waszym podręczniku.
  Lily i inni uczniowie podlecieli do szafki i wzięli szybko składniki. Gryfonka starała się szybko i zręcznie przygotować eliksir na czas, ponieważ zostało im tylko dwadzieścia minut lekcji. Otworzyła niemal natychmiast podręcznik i zaczęła czytać zadanie. Wszystko wydawało jej się jakieś łatwe, mimo że wcześniej nigdy nie widziała tej receptury ani nawet nie zaglądała do podręczników, co było oczywiste - pochodziła w końcu z rodziny mugoli.
  Męcząca była trochę ta lekcja, ich pierwszy eliksir i pierwsze magiczne doświadczenie. Wielu uczniów przez ten czas mieszało gorliwie w kociołku, jednak nadal nie otrzymywali właściwego rezultatu. Dla Lily wcale nie było to takie trudne. Nawet nie było to zaskoczeniem, gdy szybko już skończyła eliksir, a ten przybrał bladoróżowy kolor.
  Slughorn szedł po klasie i sprawdzał eliksiry wszystkich uczniów. W końcu zatrzymał się przy ławce Lily, Angeliki, Jamesa i Syriusza. Jednak eliksir Syriusza był czarny, Jamesa niebieski, a Angeliki - choć najbliżej z całej trójki była do uzyskania poprawnego wywaru - nadal nie był właściwy, ponieważ kolor był czerwony.
  Kiedy profesor zatrzymał się przy kociołku Lily, uśmiechnął się i widać było, że jednak odzyskał ponowną wiarę w tą klasę pierwszoroczniaków.
  - Panno Evans, udało ci się! - wykrzyknął uradowany - Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
  Lily się bardzo ucieszyła, jednak James musiał to skomentować:
  - Dzięki, Evans, dzięki tobie zdobyliśmy pierwsze punkty...
  - Och, cicho siedź! - odezwała się chłodno Lily, ponieważ przeszkadzał jej całą lekcję.
  Mimo to nie przestała myśleć o pierwszym sukcesie nauki w Hogwarcie oraz o tym, że James ją pochwalił.
  W końcu zdyszani i zmęczeni uczniowie wyszli z klasy.

niedziela, 1 marca 2015

Prolog

  Wiele lat, zanim Harry Potter się narodził...
Jego rodzice również przystąpili do nauki w Hogwarcie.
  Lily, jego matka, nie wiedziała o istnieniu Hogwartu, zanim sowa nie zapukała do jej mugolskiego mieszkania przy zwykłej ulicy Londynu. Natychmiast ruszyła, aby rozpocząć swój pierwszy rok. Zrobiła zakupy na Pokątnej, spakowała walizki i już mogła wsiadać do expresu i rozpocząć swoją wielką podróż.
  James z kolei miał dużo łatwiej. Od wielu lat niecierpliwie wyczekiwał swojej sowy, bo jego rodzice w przeciwieństwie do Evansów, byli czarodziejami. Kiedy sowa wreszcie przyleciała, znał każdy miejsce i zaułek w Hogwarcie chyba na pamięć. Również szybko przygotował się do drogi.
  Nadchodzi jednak taki czas, gdy Lily i James się spotykają po raz pierwszy. Jest to najpierw w sklepie u Olliviandera, lecz poznają siebie już lepiej właśnie w przedziale w pociągu. Towarzyszy im najpierw Angelika Spinnet i Syriusz Black - najlepsi przyjaciele Lily i Jamesa. Dziewczyna poznała swoją przyjaciółkę parę minut przed Jamesem, w przedziale, zaś jednak James znał Syriusza od dawna i był jego odwiecznym przyjacielem. Gdy Lily i James poznają, James od razu zakochuje się w Lily, lecz dla dziewczyny wydaje się wyjątkowo bezczelny. 
  Lily bardzo dobrze uczy się w Hogwarcie, więc Huncwoci oraz James nie są bardzo w jej typie. Lecz z dnia na dzień James jest coraz lepszym przyjacielem i razem mają fantastyczne przygody. Oczywiście towarzyszą im przyjaciele.
  Lecz nie tylko James kocha się w Lily - również Severus Snape, jeden ze Ślizgonów. Jest jednym z przyjaciół Lily, ale wkrótce wyzywa ją od szlam i dziewczyna zaprzestaje tą znajomość. Jednak Snape nadal ją kocha i kochał ją do chwili, gdy zginął podczas Wielkiej Bitwy o Hogwart za czasów Harry Pottera.
  Lily i James jednak bardzo często ze sobą rozmawiają, są sobie bliscy, aż w końcu zaczynają się spotykać. Może to nie będzie od razu na pierwszym roku, lecz w miarę w przyszłość będzie coraz lepiej. 
  W końcu za tych czasów, co Voldemort spustoszył wiele domów, ulic oraz dzielnic Londynu, jest się czego obawiać. Nasza dwójka musi stawiać czoło tym przygodom. Będzie ich naprawdę mnóstwo.
  Będzie tutaj opisane siedem najpiękniejszych lat Lily i Jamesa.

Rozdziały

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział VI "W dormitorium"

  Wszyscy już zostali przydzieleni do swoich domów. Niektórym się to wprawdzie nie podobało (nigdy się wszystkim nie podoba), lecz nie dotyczyło to Lily, Jamesa, Angeliki i Syriusza. Siedzieli szczęśliwi przy stole Gryffindoru.
  - Jak już wszyscy zostali przydzieleni - przemówił zaraz po Ceremonii Przydziału profesor Dumbledore - To chciałbym wam coś powiedzieć... Oczywiście witam wszystkich w Hogwarcie. Wasi opiekunowie powinni wam zaraz rozdać plan lekcji. Chcę was jeszcze dodatkowo zapewnić, że w Hogwarcie nie grozi wam żadne niebezpieczeństwo... Jednak bardzo prosimy uważać na zaczarowane schody. A teraz możemy przystąpić do kolacji.
  Uczta się rozpoczęła i na stole pojawiło się wiele potraw. Wśród nich były tam różne sałatki, pudding i kurczak. Ale chyba najlepszym ze wszystkiego była oczywiście szarlotka.
  Gdy wszyscy skończyli jeść, profesor znowu przemówił:
  - A teraz prefekci, czyli opiekunowie domu na piątym, szóstym albo siódmym roku w Hogwarcie zaprowadzą was do waszych domów.
  Od stołu Gryffindoru wstał ten sam chłopak, którego Lily widziała w przedziale. To ten z brązowymi włosami i czarno-czerwonymi szatami, barwami Gryffindoru.
  - Gryfoni, za mną! - wołał do wszystkich.

  Lily wraz z grupą poszła za tym chłopakiem, który prowadził ich schodami na drugie piętro. Gdy już każdy myślał, że zaraz wejdzie do wieży i wreszcie położy się spać po męczącym dniu, grupa zatrzymała się nad jakoś przepaścią. Znajdowała się w tym miejscu, gdzie powinny być schody.
  - Uważajcie na te schody! - krzyknął prefekt domu - One są zaczarowane, zaraz powinny wrócić na swoje miejsce.
  Po paru sekundach, schody zatrzymały się przed nimi. Z lękiem przeszli po nich, ale na szczęście nic się nie stało.
  Wszyscy razem poszli więc w kierunku wieży. Zatrzymali się przed dużym portretem jakiejś naprawdę grubej kobiety. Prefekt wytłumaczył, że to Gruba Dama i, że za każdym razem, jak będą tędy chodzić, ona będzie ich prosić o hasło.
  - Żelki owocowe! - powiedział chłopak, a po chwili drzwi się otworzyły i weszli do środka.
  Pokój wspólny wyglądał po prostu niesamowicie. Był cały czerwony i nabierał przytulnego charakteru. W koło ustawione były czerwone fotele, był ciepły kominek a niedaleko niego wielka kanapa. Były tutaj również stoliki, regały z książkami oraz tabliczki z ogłoszeniami.
  - Na lewo jest dormitorium chłopców, zaś na prawo dziewcząt - wyjaśnił prefekt, gdy już się rozejrzeli - To tyle z mojej strony, dobranoc.
  Prefekt, najwyraźniej zmęczony, zniknął za drzwiami dormitorium chłopców.
  Lily i Angelika również zrobiły się zmęczone i zniknęły za drzwiami dormitorium dziewcząt.

  Walizki i zwierzątka dziewczyn już były na miejscu. W dormitorium znajdowały się cztery łóżka i trzy bardzo duże szafy. 
  - Angelika, patrz! - wykrzyknęła Lily - To wszystko dla nas...
  Nigdy nie miała ani tak dużego łóżka ani tak bardzo dużej szafy. Dziewczyny zaczęły krzyczeć ze szczęścia, skacząc po łóżkach. Były same, więc miały dużo czasu, aby wybrać sobie miejsce na następne siedem lat. Oczywiście wybrały koło siebie. Lily miejsce znajdowało się obok okna, a Angeliki, koło łazienki. 
  - Ale fajnie, będziemy mieć wreszcie piżama party codziennie - ucieszyła się Angelika - Zawsze marzyłam, aby mieć taką imprezkę z przyjaciółką.
  - Ja zawsze chciałam chodzić do nadzwyczajnej szkoły. A dopiero się dzisiaj dowiedziałam, że jadę do Hogwartu.
  - Właśnie ja też... Nie wiem, co się stało z tymi wszystkimi sowami, każda się spóźniła. Ja mam moich czarodziejskich rodziców i gdyby moja sowa w ogóle nie przyleciała, to by oznaczało, że jestem charłakiem...
  - Co? - Lily jej nie zrozumiała.
  - Charłakiem - wyjaśniła jej Angelika - Ale moi rodzice mnie zapewniali, że sowa się spóźnia, bo to nie byłoby możliwe. Zawsze interesowałam się czarami i z ciekawością słuchałam jak moi bracia i siostra mi opowiadali o Hogwarcie...
  - Ale kto to charłak? - Lily nadal jej nie rozumiała.
  - Ktoś kto ma rodziców czarodziei, ale w rzeczywistości sam nim nie jest. Ale one zdarzają się naprawdę bardzo rzadko... 
  - Masz też rodzeństwo? - zapytała nagle Lily, bo nie wiedziała nic o przyjaciółce.
  - Tak. Siostra ma na imię Amelia, a bracia Alexander i Alfred. Chodźmy rozpakować ubrania! - zawołała w pewnej chwili 
  Lily spodobał się ten pomysł. Powiedziała przyjaciółce, że oczywiście tak i zaczęły otwierać swoje walizki. Fajna była przy tym zabawa, wszystkie dziewczyny lubią ubrania. 
  - Ale te szafki są duże! - wykrzyknęła Lily - Teraz już naprawdę zmieszczą się nam wszystkie ubrania!
  - No właśnie... - zachwyciła się Angelika.
  - Opowiedz mi jeszcze o swojej rodzinie - poprosiła ją Lily, biorąc różową spódnicę na wieszak.
  - To jest tak... Siostra ma 16 lat i w tym roku chodzi do szóstej klasy, Alexander skończył szkołę w tamtym roku, a Alfred jest w czwartej klasie. 
   - Ty to masz fajnie... - odrzekła Lily wkładając niebieski sweter do szafy, a tymczasem Angelika wieszała swoją żółtą bluzkę w szafie - Cała moja rodzina nie zna się na magii... A już na pewno moja przerażająco wredna siostra Petunia...
   - Nie lubisz swojej siostry?
   - Ona mnie nienawidzi... Właściwie nie wiem, dlaczego.
   - Przykro mi... Podoba ci się? - zapytała Angelika pokazując Lily swoją czerwoną sukienkę. 
   - Jest piękna... 
   W tym samym czasie drzwi do dormitorium się otworzyły i weszła jakaś brunetka, o kręconych włosach z różową opaską. 
  - Nienawidzę życia! - wykrzyknęła.
  Ani Angelika, ani Lily jeszcze jej nie znały. Z nimi miały nocować jeszcze w końcu dwie dziewczyny. 
  Wściekła dziewczyna położyła się na łóżku z głębokim żalem, twarzą odwrócona od ściany. Było to łóżko obok łazienki z drugiej strony.
  - James mnie nie chce! - zawołała.
  Zapanowało krępujące milczenie.  Lily i Angelika spojrzały na siebie zdziwione.
  - A, sorry, przepraszam... - powiedziała - Jestem Laura Brown, a wy?
  Podeszła do dziewczyn, one również się przedstawiły. 
  - To fajnie. Jeszcze raz przepraszam, za mój nagły przypływ emocji, ale wiecie... Tak czasami bywa... Naprawdę duża jest ta szafa - wskazała na niezły bałagan pełen ubrań, zeszytów oraz najpotrzebniejszych rzeczy. 
  - No, wiem - zaśmiała się Lily - Trochę bałagan tutaj jest.
  Wtem niepostrzeżenie drzwi dormitorium znowu się otworzyły. Wpadła jakaś bardzo ładna dziewczyna o długich brązowych włosach. Lily rozpoznała w niej Bellę Beauty. 
  - Hejka, dziewczyny - przywitała ich i wniosła swój bagaż - Najwidoczniej się spóźniłam, wszystko już prawie zajęte. 
  Doszła do swojego łóżka i położyła na nim bagaż. 
  - Jestem Bella Beauty - przedstawiła się.
  - Ja Angelika Spinnet, a to Lily Evans i Laura Brown - powiedziała za wszystkich Angelika. 
  - Dobra, musimy skończyć się wypakowywać - oznajmiła Lily i wraz z przyjaciółką podeszły do swoich szaf na ubrania. 
  Dziewczyny miały blisko siebie szafy. Znajdowały się na jednej ścianie. Z prawej strony łazienki były szafki Lily i Angeliki, natomiast z lewej Laury i Belli. Jednak, przy łóżku każdej z nich była szafka nocna i toaletka.
  Zanim jeszcze zdążyły się rozpakować, drzwi znowu huknęły i w drzwiach stanęła następna, piąta dziewczyna.
  - Tutaj jest zajęte - powiedziała szybko Laura.
  - Przysłali mnie właśnie do tego dormitorium - usprawiedliwiła się dziewczyna.
  Miała długie, brązowe włosy, była chuda oraz posiadała niebieskie oczy.
  - Jestem Alice Creal - przedstawiła się. 
  - Słuchaj, tutaj już zajęte, idź sobie! - wykrzyknęła Laura.
  - Laura, przestań! Pomyliła się! - stanęła Bella w jej obronie. Lily i Angelika nie wiedziały, co zrobić. 
  W tym samym czasie pojawiła się profesor McGonagall.
  - Panno Creal, tak cię przepraszam... - powiedziała do Alice - Proszę, tutaj jest twoje miejsce.
  Alice poszła tam, gdzie wskazała jej McGonagall, czyli do sąsiedniego dormitorium.
  - Przepraszam was, dziewczyny - przeprosiła ich Laura - nie powinnam tak, ale wiecie... James Potter mnie zranił i odrzucił.
  James Potter? To zszokowało trochę Lily, bo przecież to był jej przyjaciel. Ale powiedziała Angelice, że lepiej jej nie mówić ani w ogóle o niczym nie wspominać. 
  Lily i Angelika w końcu się rozpakowały. Już poukładały swoje ubrania do szafek, książki do półek, a kosmetyki postawiły na toaletkach. Dodatkowo Lily schowała swój pamiętnik przy szafce nocnej. 
  Była jeszcze wczesna godzina, jedenasta w nocy. Oczywiście to była wczesna godzina dla dziewczyn w dormitorium, czarodziejek a nie zwykłych jedenastolatek. 
  Dziewczyny postanowiły sobie przez tą godzinę porozmawiać. Robiły sobie nawzajem warkoczyki i siedziały obok siebie, na łóżku Angeliki. 
  - Ale się boję jutrzejszych lekcji! - wykrzyknęła Bella.
  - Ja też... Ale Dumbledore powiedział, że nie trzeba się niczego bać w Hogwarcie - wytłumaczyła Laura.
  - Tak, ale to dotyczyło Same-Wiecie-Kogo - odrzekła tajemniczo Angelika.
  - Jak to Same-Wiecie-Kogo? - zapytała Lily. 
  - Nie wiesz, kto to jest? - zapytały zdumione Laura i Bella.
  - Jej rodzice są mugolami - wytłumaczyła Angelika, a po chwili chciała wszystko powiedzieć Lily - To zły czarnoksiężnik. Zabił już tylu ludzi i nadal jest na wolności. Wszyscy się boją. 
  - Jak to?! - zdenerwowała się Lily.
  - W Hogwarcie jednak nic nikomu nie zagraża. Lecz czasami poza Hogwartem dochodzi do wielu wypadków. Ale ty jesteś w świecie mugoli. Sama-Wiesz-Kto raczej cię nie zabiję. 
  - A wy? - wystraszyła się jeszcze bardziej Lily.
  - Ale to tylko nieliczne przypadki - uspokoiła ją Bella. 
  - A jak on ma na imię? - dopytywała.
  Nastąpiła chwila jeszcze dłuższego milczenia. 
  - Lord Voldemort - powiedziały wreszcie wszystkie razem. 
  - A nie jest w żadnym więzieniu ani nic? 
  - Nie... Ale boi się Dumbledore'a. Wszystko jest jak na razie w porządku - zapewniły ją z pewnością dziewczyny.
  Jeszcze trochę porozmawiały i zjadły chipsy oraz budyń czekoladowy i truskawkowe ciasto. W końcu zdecydowały, aby położyć się spać. Każda weszła do swojego łóżka i zasunęła kotary. 
  Lily otworzyła pamiętnik. Był pusty. Wreszcie czas, aby w końcu w nim coś zapisać na temat Hogwartu, koleżanek, Jamesa... Ale gdy tylko pomyślała "James", zaraz sobie odpowiedziała, że chodzi jej tylko o to, że go poznała o nic więcej.

"Drogi pamiętniku
   Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Dzisiaj rano jeszcze nic nie wiedziałam, a dopiero potem przyszedł do mnie ten list. Napisano tam było, że jadę do Hogwartu - magicznej szkoły! Stało się to tak późno, ponieważ wszystkie sowy się spóźniły, prawie wszystkie. Tak to bym go dostała wcześniej.
   Może bym wtedy miała więcej czasu na ochłonięcie :D
   Zrobiłam zakupy na Pokątnej i kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy.
   
   Poznałam też wielu, naprawdę fantastycznych ludzi. Oczywiście moja przyjaciółka, Angelika, już stała się moją przyjaciółką, poznałam ją w przedziale pociągu, gdy jechałam do Hogwartu. Lecz spotkałam tam również Syriusza i... Jamesa. 
  Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że James nie jest mi obojętny. No, to w takim razie źle o nim myślę, bo na pewno nie mogę dobrze. Zachowywał się najpierw w stosunku do mnie bezczelnie. 
  Jednak nie mogę o nim źle myśleć! On uratował mnie, bo w pociągu jakiś naprawdę wredny Sean, chciał mnie pobić. Zachował się wtedy tak bohatersko. Bardzo mu za to dziękowałam.
  I właśnie dlatego źle o nim nie myślę, i również na pewno nie jest mi obojętny.
  Więc czy to znaczy, że myślę o nim dobrze? 

   Podczas Ceremonii Przydziału, przydzielili mnie do Gryffindoru - domu uczciwości i poświęcenia. Dormitorium dzielę z czterema osobami - Angeliką (moją przyjaciółką) Spinnet, Laurą Brown i Bellą Beauty. 
  
   Lily Evans"
   
   Po czym zgasiła lampkę i położyła się spać.
  

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział V "Gryffindor"

  Hagrid zaprowadził pierwszoroczniaków do brzegu jeziora przy Hogwarcie. Powiedział wszystkim, aby usiedli w łódkach, które oczywiście zaczarowane same popłyną, a potem zatrzymają się przy Hogwarcie. Lily dzieliła łódkę z Angeliką.
  Księżyc jasno świecił, co wszystkim się podobało, gdyż to naprawdę piękne wyglądało.
  - Angelika - szepnęła do niej Lily, gdy jechały - Stresujesz się?
  - I to bardzo... - odpowiedziała przerażona - Ale nie mogę się doczekać, kiedy my tam już będziemy. Hogwart to naprawdę piękne miejsce.
  - A ty chyba wiesz dużo więcej o magii niż ja?
  - No nie wiem... A ile ty wiesz?
  - Moi rodzice pochodzą z niemagicznej rodziny. Nie wiem za dużo... Właściwie, jak tu dotrzeć dowiedziałam się od profesor McGonagall.
  - Ale na pewno jeszcze dużo się dowiesz. Moi rodzice są wprawdzie czarodziejami, ale i tak każdy się dowie zaraz wszystkiego, co potrzeba.
  - Chyba już zaraz dopływamy... - zaniepokoiła się Lily, gdy poczuła, że łódka gwałtownie staje.
  - Pierwszoroczni! - krzyczał Hagrid - wysiadamy, idziemy do Hogwartu!
  Zestresowane pierwszaki, poszły za Hagridem do olbrzymiego zamku. Szli parę minut przez chodnik, aż doszli pod wielkie wrota.
  Otworzyły się, a Lily z Angeliką naprawdę się ucieszyły. Nareszcie są w Hogwarcie! Tym cudownym miejscu!

  W holu zamku stała na sama pani profesor, jaką widzieli w pociągu - profesor McGonagall. Tym razem była chyba jeszcze bardziej ostrzejsza niż nawet w przedziale. W końcu każdy nauczyciel, poza szkołą jest mniej surowy niż w szkole.
  W ręku trzymała jakąś bardzo starą tiarę, a w drugiej małe krzesełko. Hagrid wszedł przez trochę mniejsze drzwi, najprawdopodobniej do sali, w której pierwszoroczni zaraz mieli się udać razem z panią McGonagall.
  - Witajcie w Hogwarcie! - przywitała ich - Mam nadzieję, że bardzo się cieszycie. Ale od razu mówię, że nie toleruję tu absolutnie niczego, co wykracza poza zasady magii i czarodziejstwa... A teraz ta oto tiara - wskazała na stare, prawie popsute nakrycie głowy - nazywa się Tiara Przydziału. To ona wam powie, do jakiego domu traficie. Są cztery - Gryffindor, dla naprawdę odważnych i uczciwych czarodziejów, Ravenclaw, do którego od pokoleń trafiają najmądrzejsi, Slytherin, gdzie osoby wykazują się sprytem, lecz czasami mają chytry charakter oraz Hufflepuff, a tam przyjmują tych, co wykazują inne cechy, lecz dla nich również liczy się dobre serce, pokora i porządek. W każdym z domów sumowane są punkty. Dodajemy je za przestrzeganie zasad, zaś za łamanie odejmujemy. Wszystko zrozumiane?
  - Tak, pani profesor - odpowiedzieli uczniowie.
  - Więc ruszamy, do Wielkiej Sali - oznajmiła McGonagall i poprowadziła ich do tych mniejszych drzwi w porównaniu z wejściowymi, gdzie właśnie przed chwilą zniknął Hagrid.
  Kiedy je otworzyła, wszyscy uczniowie patrzyli się na Wielką Salę z niedowierzaniem. Ona była naprawdę cudowna!
  Pod sufitem wisiały złote żyrandole, a sam sufit był zaczarowany, wyglądał jakby był przezroczysty. To była największa sala w całym Hogwarcie. Nawet podłoga była niezwykła. Sala była pozłacana, a w głównym punkcie były właśnie cztery stoły, symbolizujące cztery domy. Na ścianach wisiały godła domów, odpowiadające umieszczeniu stołów. Najbardziej od lewej strony był stół Gryffindoru, później Ravenclawu. To były stoły ustawione z lewej strony. Od tych z prawej oddzielało je przejście dla wszystkich uczniów. Natomiast najbardziej z prawej strony był właśnie Slytherin, a niedaleko jego stół Huffelpuffu.
  W samym centrum Wielkiej Sali, było miejsce dyrektora szkoły. Najbardziej rzucało się w oczy, było umieszczone wyżej niż miejsca przy dwóch stołach dla nauczycieli.
  Gdy Lily wraz ze swoją grupą i pani profesor szła do końca stołów, aby tam rozpocząć Ceremonię Przydziału, wszyscy się na nich patrzyli, ciekawi, do którego domu trafią.
  Pierwszaki właśnie zatrzymały się przed miejscem dla dyrektora szkoły i dopiero wtedy mogli go ujrzeć.
  Był naprawdę bardzo stary, miał długą siwą brodę. Wyglądał na naprawdę spokojnego, uczciwego i dobrego dyrektora. 
  - Dobrze moi drodzy! - zawołała profesor McGonagall - Ja teraz wyczytam wasze imiona i nazwiska po kolei. Włożę wam na głowę Tiarę Przydziału i ona wypowie wtedy dom, do którego traficie. Jak już was przydzieli, idziecie do stołu swojego domu i możemy rozpoczynać kolację. Gotowi?
  Nastąpiła chwila milczenia, a wtedy profesor McGonagall rozwinęła listę swoich uczniów, którą trzymała w kieszeni. Lista była tak długa, że kończyła się prawie w drugim końcu Wielkiej Sali. Byli na niej zapisani wszyscy uczniowie, którzy przystępują do pierwszego roku nauki w Hogwarcie.
  - Abbott, Amanda - wykrzyknęła profesor.
  Amanda miała gęste, blond włosy, wyszła przed szereg i usiadła na małym krzesełku, które niosła profesor. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną. McGonagall włożyła jej na głowę Tiarę Przydziału, a po chwili rozległ się trochę chropowaty głos starego kapelusza.
  - Hufflepuff! - zabrzmiała tiara i rozległy się oklaski. Amanda usiadła przy stole Hufflepuffu.
  Już zaraz profesor wyczytała następnego ucznia.
  - Acery, Cody.
  Chłopak usiadł podobnie tak jak Amanda na krzesełku i czekał na wynik. Po chwili Tiara zawołała:
  - Ravenclaw!
  Następna w kolejce była Beauty, Bella. Była to naprawdę piękna dziewczyna o długich, brązowych włosach i wyglądała na naprawdę miłą. 
  - Gryffindor! - rozbrzmiała tiara po krótkiej chwili zastanowienia.
  Bella usiadła przy stole Gryffindoru, a dalej była jej bliźniacza siostra, Beauty Nella. Trafiła do Ravenclawu, a dalej Berlen Nataly do Slytherinu.
  Następnie był oczywiście "Black, Syriusz", czyli właśnie ten najlepszy przyjaciel Jamesa. Podszedł bardzo zdenerwowany do Tiary, ale ona przyjęła go do Gryffinforu. Lily i Angelika się bardzo ucieszyły, bo była szansa, że ich przyjaciele będą razem z nimi właśnie w tym domu. 
  Cała ceremonia trwała oczywiście bardzo długo. Jednak Lily miała dużo szczęścia, że jej nazwisko rozpoczynało się na "E" i nie musiała długo czekać, stać i się stresować.
  Kiedy ją wyczytało, jej serce mocniej zabiło i zaczęła strasznie się trząść. Poszła wolnym krokiem i usiadła na krześle, po czym założyła na głowę tiarę.
  Bardzo się bała i z zamkniętymi oczami siedziała, czekając na swój wynik. Jednak okazało się, że nie ma czego się bać. Po chwili Tiara wykrzyknęła swoim chropowatym głosem:
  - Gryffindor!
  Lily ulżyło. Rozległy się oklaski i uradowana dziewczyna usiadła przy stole Gryffindoru, tam gdzie przydzielono Syriusza. Zanim ochłonęła, zajęło trochę czasu i zupełnie nawet się nie zorientowała, kiedy profesor doszła do litery "P". 
  Właśnie wtedy znowu zaczęła interesować się co się dzieje na sali i odgłos pani profesor przywrócił ją na ziemię.
  - Potter, James! 
  Mimo, że Lily sobie powtarzała tak bardzo często w przedziale pociągowym, że nie jest w jej typie, teraz bardzo, ale to bardzo jednak chciała, aby został przydzielony z nią do Gryffindoru. Syriusz jej szepnął, że ma również nadzieję, żeby James był z nim w domu ale powiedział jej też, że najprawdopodobniej tam będzie. 
  - Gryffindor! - wykrzyknęła Tiara Przydziału. 
  Lily naprawdę bardzo się ucieszyła. Ulżyło jej jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się do całego świata. Razem z Syriuszem powitali go w Gryffindorze. Oczywiście los tak wskazał, że Lily usiadła dwa krzesła dalej od Syriusza i James właśnie zajął to puste krzesło. Usiadł koło Lily. 
  Teraz do szczęścia potrzebne było to, aby jej przyjaciółka trafiła do Gryffindoru. Również bardzo zależało jej na tym.
  - Ej, Evans - zaczepił ją James - Jak myślisz twoja przyjaciółka też będzie tutaj z nami?
  - Chyba tak... Ale się boję, a jak nie? - wystraszyła się Lily.
  - Miejmy nadzieję... Ale chyba już doszli do "S". Patrz za niedługo chyba będzie ona!
  Przestraszona dziewczyna popatrzyła się na grupę pierwszoroczniaków wraz z profesor McGonagall. Rzeczywiście doszli do litery "S". 
  Teraz wyczytano jakieś bladego chłopaka z długimi, czarnymi włosami, który nazywał się Snape, Severus. Przydzielono go do Slytherinu niemal od razu, a zaraz potem wyczytano Angelikę!
  Lily też się bardzo zdenerowała, ale po chwili jej marzenie się spełniło! Jej najlepsze przyjaciółka dołączyła do Gryffindoru!
  Z uśmiechem i prawie w biegu wesoła, przyszła do stołu Gryffindorów i usiadła obok Lily, z drugiej strony. 
  - Jesteśmy razem w Gryffindorze! - ucieszyły się dziewczyny i się do siebie przytuliły, a James ukradkiem się do nich uśmiechnął.
  Jak to dobrze, że Lily i jej wszyscy przyjaciele są w Gryffindorze. Naprawdę się bardzo ucieszyła i na razie to jej wystarczało, aby być blisko przyjaciół.